No ale serio? Serio, serio? (piątek)



25 lipca 2025, piątek

W ciągu kilku dni wydarzyło się kilka zupełnie różnych rzeczy, pozornie oddzielnych, odrębnych, ale z kategorii życia literackiego. Najpierw Festiwal Miłosza. Wielki, ogromny i sławny. Byłem, widziałem, wypowiedziałem się, poczytałem to i owo, najadłem się, wyspałem, wróciłem do domu z podpisaną umową za pracę, wyjazd, czas, energię. No i czekam na zapłatę, tydzień, dwa, w końcu dzwonię do biura, gdzie mówią, że oni nie odpowiadają za honoraria, bo honoraria to biuro do spraw biura przy stowarzyszeniu, więc dzwonię do biura przy stowarzyszeniu, pytam o swoje pieniądze, w umowie zapisane, za wykonaną pracę, czas poświęcony i w ogóle. Ale my tych pieniędzy jeszcze sami nie mamy bo ministerstwo nam nie wypłaciło. A kiedy wypłaci - no może pod koniec miesiąca.

Dzisiaj jest taki podkoniec miesiąca, ale pieniędzy nie ma. 

Swoją drogą zastanawiam się jak można robić festiwal nie mając pieniędzy na koncie. 

A nieswoją drogą myślę, czy bym w ogóle rozmawiał z festiwalem, gdyby ten festiwal mi powiedział te kilka miesięcy temu, ale wiesz, może byc tak że do nas przyjedziesz i kasę dostaniesz po miesiącu, może po dwóch, bo my tych pieniędzy tak naprawdę nie mamy.

Możliwe, że bym zaryzykował, bo jednak festiwal znaczący a ja tych zaproszeń nie dostaję rocznie pińcet tylko jedno dwa, ale też inaczej bym planował życie. Przede wszystkim tych pieniędzy bym nie wpisał w plan życia tylko ewentualne prezenty od losu. 

Dla dorosłych ludzi to jednak jest pewna różnica.

Potem byłem u znajomych na imprezie artystycznej, takiej, gdzie to bywamy z żoną, bo i tak raz w roku mamy po drodze. Wiemy, że nikt tam nikomu nie płaci, wszystko na zasadzie chodźcie się spotkajmy będzie fajnie. I nie powiem, że nie było, bo było, ale kolejny rok ileś osób przyjeżdża za free, żeby się pokazać, pobyć, czyli w praktyce dokłada do imprezy bo przejazd za darmo nie jest, szczególnie samochodem.

I mówiłem znajomym, weźcie załóżcie fundację, stowarzyszenie, weźcie zorganizujcie sobie chociaż zwrot kosztów tej imprez - dla siebie i swoich gości, ale oni nie za bardzo chcą, mają działalność, pracę, dzieci i zero społeczności wokół która by mogła zająć się funkcjami w takiej organizacji typu fundacja czy stowarzyszenie pro bono.

Tylko myślę z pewnym smutkiem i obawą - ile można ciągnąć imprezę cykliczną bez grosza? Nie tylko dla siebie, ale i występujących.

No i teraz ostatnia historia, która się jeszcze nie domknęła. Chciałem sobie zrobić na 51 urodziny spotkanie autorskie tylko z wierszami. Ja w ostatnich latach dużo pisałem, a wiersze jakoś zeszły na margines. Pomyślałem, że takie zaklęcie zrobię, gusła, żeby trochę wrócić w tę energię.

Pogadałem ze znajomą, że filia biblioteki w moim mieście przy Zamku, mała, przytulna była idealna. Dla biblioteki impreza, za którą ona nie płaci, dla mnie spotkanie z ludźmi, głownie znajomymi, ale poezja to najczęściej są spotkania ludzi, którzy się znają. 

I na tydzień przed imprezą, czyli wczoraj znajoma dzwoni, że spotkanie nie może się odbyć bo formalnie biblioteka pracuje od poniedziałku do piątku, a spotkanie wypadło w sobotę i "jak poeci coś sobie chcą zrobić to niech robią w czwartek".

Odrzucony ze wzgardą - ja i 57 osób które wyraziły zainteresowanie imprezą poprzez FB - szukam teraz nowego miejsca na spotkanie autorskie za które ani ja, ani osoba, która to spotkanie będzie prowadziła - nie weźmie ani grosza,w moim rodzinnym mieście.

Każde z tych wydarzeń z osobna - jest anegdotą. 

Zebrane razem, w krótkim czasie - układają się w niedobry wzór i układ stałych oraz zmiennych. 

Nie chodzi tutaj o nic osobistego, ale jakiś rodzaj ogólnospołecznego przyzwolenia na to, żeby ludzi od literatury traktować ze pogardą, lekceważeniem, protekcjonalnie - niezależnie od rangi imprezy i instytucji, także tych statutowo dedykowanych krzewieniu literatury.

I nie ma na to kary.




Komentarze

Popularne posty