byle. byle do przodu. (czwartek)

 


22 października 2020, czwartek

To jest jakiś rodzaj odkrycia, że odwoławszy po raz pierwszy w dziejach Stowarzyszenia "Syfon" ma się niewiele mniej roboty niż gdyby impreza toczyła się dalej. W poniedziałek podjęliśmy taką decyzję, że nie kontynuujemy "Syfonu", który miał mieć ciąg dalszy jutro i pojutrze. Owszem, miesiące przygotowań, szukania kasy, telefonów, mejli, spotkań, rozmów, ślęczenia z kartką, kolejnymi plikami. To wszystko prawda. Miały być cztery premiery książkowe, miało być kilkadziesiąt osób, trzy konkursy literackie, dwa koncerty, wernisaż, spotkania autorskie i jesienny Brzeg, jak zawsze od dwudziestu lat, ale kiedy widziałem kolejne cyfry zakażonych - nie chciałem na siebie brać odpowiedzialności za to, że ludzie z różnych stref zjadą się do nas, być może wymienią florą wirusową i fauną bakteryjna i zakażeni rozjadą z powrotem. To brzmi nierozsądnie, szczególnie w przypadku schorzenia o którego skutkach nadal wiadomo bardzo niewiele, poza tym, że ci, którzy przeżyli też często już nie wracają do pełnego zdrowia. No nie. 

To był jeden powód, ale były i inne, na przykład te, że w piątek 16 października po raz pierwszych w dziejach musieliśmy odmawiać wejścia ludziom na imprezę, bowiem limit covidowy wolnych miejsc został wykorzystany. Pisałem już o tym. Oddałem nawet swoją wejściówkę organizatora, ale i tak kilka osób odeszło spod drzwi. To całkowite zaprzeczenie tego, co nas łączyło, co na napędzało przez te wszystkie lata. drzwi mają być otwarte.

Lepiej by było spotkać się w czasach kiedy będzie wolno te drzwi otworzyć. Żadna zaraza nie trwa wiecznie, tak można się przynajmniej pocieszać, bo co się dalej będzie działo - nie wiadomo. 

Ale wcale od tego nie zrobiło się więcej czasu. Bo trzeba powysyłać jeszcze pocztą umowy, które należy zapłacić, nagrody dla nagrodzonych, zakrzątnąć się też wokół innych projektów, zastanowić, policzyć ile teraz będzie trzeba oddać i jak to wszystko rozliczyć ze zrealizowaną mniej więcej połową zamierzeń. 

I tak to utknąłem w zasadzie ze wszystkim. Rezerwa energii, czasu i uwagi wyczerpuje się szybko. Minimum raz w tygodniu padam ze zmęczenia i zasypiam na siedząco, a kiedy tak się dzieje, to nie poświęcam tej swojej godziny, dwóch na pisanie, redagowanie czy po prostu opanowywanie zwykłych spraw wymagających użycia komputera, internetu.



No nic, byle do przodu.

Komentarze

Popularne posty