Świat w którym żyjemy. (Piątek, sobota, niedziela)

 



2.10.2020, piątek


Dzienniki to dziwny, hipokrytyczny gatunek literacki. Niby osobiste, a przecież pisane w poczuciu, że każde mgnienie myśli, refleksji, drobny epizod być może kiedyś urośnie do rangi legendy, frazy godnej pamiętania, chociaż prawie na pewno tak się nie stanie. Ostatnio chyba nawet nikt specjalnie nie udaje, że naprawdę czyni zapiski diariuszowe, że podaje do druku autentyczne wykwity zapisywane co wieczór, na koniec pracowitego dnia do sztambucha. To gatunek wypełniający miesiące pustki i bezdennej bieli ekranu komputera czy kartki. Jaki miałby być sens prowadzenia przez lata notatek w skrytości zeszytów, bez pewności,że się kiedyś to zrealizuje w formie książki, spienięży albo wymieni na inne chodliwe jakości – prestiż, uznanie, widoczność? Kogo jeszcze stać na taką rozrzutność? Przypadki wydawanych ostatnio dzienników – Szczepana Twardocha, Jacka Dehnela, czy ostatnio – Krzysztofa Vargi, każą myśleć, że nie są to dzienniki w dawnym rozumieniu, ale projekty literackie, które nie mają żadnej kontynuacji po wydaniu książki, ani nie miały też tej kontynuacji przed podpisaniem umowy wydawniczej. Nie wiem czy tak jest, ale na to wskazuje ich charakter i miejsce oraz czas wydania. Gest prowadzenia dziennika w zasadzie traci na ważności, skoro wszystko wokół jest takim rozproszonym dziennikiem dzięki mediom społecznościowym oraz ich algorytmom, które wiedzą o nas więcej niż my sami. A skoro to i tak jest gest pozbawiony znaczenia – dlaczego nie miałbym sam go wykonać. Nie dlatego, że uważam się za kogoś ważnego, równoważnego, ale wręcz odwrotnie. Uważam, że jestem kompletnie nieważny, moje pisanie przemija szybciej ode mnie, ale za to dziennik pomaga nadać sprawom pozorny porządek, ład a zarazem unika hierarchii. Zapis chronologiczny czyni zdarzenia ważne i marginalne równoważnymi. I bardzo dobrze. Zatem postanowiłem spróbować nie silić się dłużej na szkice mające jakiekolwiek pretensje do syntezy. Będę pisał jak jest, albo jak mi się wydaje że jest. Albo państwu będzie się wydawać, że tak jest, nawet jak jest zupełnie inaczej.


3.10.2020, sobota


No dobrze, ale najpierw kilka słów, o świecie w jakim żyjemy. Niby to się wie, ale jednak warto sobie przypomnieć. W jakim świecie i w jakim kraju. Bo przywykamy do tego z czasem, tak jak kibice polskiej ligi przywykają do poziomu krajowej piłki, a później przeżywają rozpacz i zawód, gdy polska drużyna ligowa pojedzie zagrać z jakimś klubem europejskim albo o zgrozo reprezentacja naszego kraju pojedzie na jakąś imprezę światowej czy kontynentalnej rangi i zbierze tradycyjny łomot. No jak to możliwe zdają się pytać zawiedzione, pomalowane na narodowe kolory twarze, skoro u nas im wychodziło? Brakowało skali i układu odniesienia, można odpowiedzieć. Podobnie u nas jest z wieloma rzeczami. Na szczęście w wybranych sferach kultury bywa inaczej, ale chyba na zasadzie wyjątku a nie reguły. I zanim rozpocznę te notatki, prawem wstępu pozwolę sobie zaznaczyć kilka pozornie oderwanych od siebie drobnych faktów.

Otóż na przykład pewien bardzo popularny i dobry dziennikarz a przy tym pisarz pewnego dnia informuje, że bardzo mu przykro, ale w związku z tym, że zaczął się rok szkolny musi ograniczyć swoją współpracę ze społecznym radiem, które współtworzy i jego audycje będą miały miejsce nie cztery razy w tygodniu jak do tej pory - ale dwa razy. Raz w poniedziałek i raz w sobotę. Tym samym myślący czytelnik tego komunikatu dowiaduje się, że społeczne radio internetowe nie daje pisarzowi możliwości by ułożył sobie te współpracę w szerszym wymiarze niż na poły hobbystyczny. Drugą informacją, które przemyca to z pozoru niewinne zdanie, jest taka, że i książki zapewne nie sprzedają się tak dobrze, by pisarz mógł myśleć o tym, by zająć się jedynie pisaniem, ale musi odrobić swój etat, w tym wypadku w szkole. Mógłby tworzyć rzeczy niezwykłe. Ale nic z tych rzeczy. Nie ma na to pieniędzy, po prostu. A żyć trzeba. Wypada dodać, że społeczne radio utrzymuje się nie z podatków obywateli, ale datków. To kolejny paradoks, że radio o profilu, który powinien być domeną mediów publicznych robią sami obywatele dla siebie i za swoje pieniądze, niezależnie od tego, że na robienie radia oddają państwu cześć swoich dochodów jako podatki i abonament RTV. Tymczasem media publiczne obrastają dziwnymi postaciami, mającymi kłopoty z poprawną polszczyzną, nie mówiąc o emisji głosu, a dziennikarze mający wieloletnią praktykę na ostatnie lata przed emeryturą szukają zatrudnienia w szkole, w zakładzie demontażu laptopów i tak dalej. Oczywiście ta praca jest potrzebna, ale nabyte kompetencje mogłyby zapewne być zużyte z większą korzyścią dla ogółu.

To wydaje się być pewną regułą. Oto inny przykład - historyk, autor dwóch monumentalnych prac o tym jaka była wiedza i przepływ informacji w Polskim Państwie Podziemnym w czasie wojny na temat Zagłady i jak wyglądał recepcja tej wiedzy na zachodzie, jakimi drogami ta informacja przenikała na do tak zwanych państw zachodnich. Te książki, to prace zarazem mrówcze jak i pionierskie. Trudno w to uwierzyć, że wiele lat po tamtych zdarzeniach takie opracowania, bazujące na wszechstronnej pracy ze źródłami powstały dopiero teraz. I ten historyk dzień zaczyna do picia kawy w swoim domu, nie dlatego, że ktoś mu za to płaci w ramach sutego stypendium, ale dlatego, że nie ma innych zajęć. Po prostu nie ma dla niego pracy w Polsce. Książki tego autora, które powinny być przyswojone nie tylko przez polski świat akademicki, ale, których ustalenia powinny zostać spopularyzowane, o których powinno się dyskutować na łamach głównych dzienników i tygodników opinii, których ustalenia powinny wejść do nauczania kursu historii szkół powszechnych – wyszły w nakładach jak to się mówi - niszowych. Ostatnia – w nakładzie dokładnie 540 egzemplarzy. I poza gronem pasjonatów oraz – głównie zagranicznych – badaczy tematu, pozostają nieznane.

Także to jest ten świat, to jest ten kraj, w którym decyduję się na kolejny samobójczy krok. Dziennik literacki.


4.10.2020, niedziela


Niedzielę poznaję po tym, że mam około godziny więcej snu i godzinę do półtorej więcej czasu na czynności tak zwane własne, czyli pisanie, porządkowanie papierów Stowarzyszenia, nie zapominając o grzebaniu w comiesięcznych rachunkach. Nie za bardzo wiem co w ten czas wepchnąć – zawczasu zacząć robić papiery Stowarzyszenia, poprawiać jakiś tekst na jutro do jedynej redakcji, która swoją stałą współpracę ze mną kwituje niewielkim przelewem kilka razy w roku, czy może zacząć robotę nad tym esejem, na który dostałem stypendium, co to już go nie ma, bo je wydaliśmy raz dwa wiele tygodni temu, żeby załatać typowe domowe dziury w budżecie. Przy czterech osobach w domu i kocie, oraz kredycie na głowie uruchamia się taki syndrom – zróbmy to teraz bo zaraz nas nie będzie stać. Nie pamiętam na co to poszło, stypendium weszło na konto w czerwcu a jest październik, pewnie poszło na wakacje i rzeczy około wakacyjne. Bo nie było to jedno z tych wielkich stypendiów. Półtorej miesięcznej wypłaty. No dobra, podjąłem próby podpisania sprawozdania finansowego Stowarzyszenia przez profil zaufany ePuaP bo teraz to jedyna honorowana forma podpisywania takich dokumentów. Podobnie jak naszemu wiceprezesowi w piątek, tak i mnie w niedzielę nie udało się złamać tajemnej niemocy rządowego systemu. Logowałem się do systemu, wgrywałem dokument, klikałem ikonę „podpisz”, logowałem się znowu, przychodził sms z dodatkowym kodem, wystukiwałem go w okienko, po czym wyświetlał się komunikat, że nastąpi przekierowanie na stronę w domenie gov.pl i przekierowanie następowało. Na stronę od której zaczynałem pięć minut temu. Zeszło na tym bezskutecznym kadrylu dobre pół godziny, bo w międzyczasie mój stary laptop kilka razy prawie się zawiesił. Źle wydane pieniądze, albo pieniądze wydane w za małej ilości trzy lata temu mszczą się teraz okradając mnie z czasu. A czas jest jedyną rzeczą, którą jak się straci, to nie da się jej odrobić. Jak widać tak w skali mikro – gdy mowa o moim trzyletnim zaledwie laptopie, jak i skali makro – gdy rozmawiamy o rządowym systemie składania podpisów poprzez profil zaufany.


Komentarze

Popularne posty