Inżynier Rozwadowski. (poniedziałek, wtorek)
5.10.2020, poniedziałek
Nagroda „Nike” podobnie jak wiele innych nagród z czasem przestała mnie cokolwiek interesować. Nie umiem na sobie wymusić ani złości, ani zachwytu ani nawet poczucia powinności by być na czasie, by śledzić to, co się pojawia lub znika, iż czytane pędem. Od jakiegoś czasu ostentacyjnie postanowiłem dbać o swoje przyjemności oraz uzupełniać braki w wykształceniu. Tym bardziej, że jeżeli chce napisać jeszcze – jak policzyłem – około 20 nikomu niepotrzebnych książek, to muszę się do nich przygotować solennie. Mając dziennie około godziny do dwóch na lekturę – nie mam czasu na pierdoły. Kiedyś mnie to zajmowało. Kiedyś uważałem, że nagrody są niesprawiedliwe i przy każdej kolejnej liście nominacji gotowy byłem wyjąć z buta nóż sprężynowy a z rękawa listę niesłusznie pominiętych. Ale od tamtych czasów ja straciłem przestrzeń na takie manewry, a nagród literackich się namnożyło i nie miałbym szansy ani wszystkich ich śledzić, ani śledzić ich nominacji. Nikt mi za to nie płaci. Mój pracodawca płaci mi za coś zupełnie innego, zatem jeżeli jestem w stanie wygrzebać sobie jakiś margines osobistej wolności i autonomii – muszę dokonywać wyborów, trudnych wyborów, co w ramach niego robić, jak go zapełnić. I wybieram. Ale na pewno cieszy mnie tegoroczna „Nike”, mimo że przeciwieństwie do legionu facebookowych mądrali od książek – nie miałem możliwości czytać książki Radka Raka. Cieszy bo jest to postać, opowieść i wydawca do tej pory na którą reflektor nie padł. Autor jest młody, na początku drogi, a nie jest to sędziwy Miłosz po Noblu – jak bywało drzewiej. Dla niego ta nagroda może mieć znaczenie. Wydawca jest zasłużony ale gdzieś z pogranicza wielkiego świata, ambitny, pracowity, którego książki zdarzało mi się czytywać w ostatnich latach. Opowiadania Twardocha, opowiadania Cetnarowskiego – się pamięta, bo dobre. Teraz się sięgnie po Raka. I co z tego, że po nagrodzie?
6.10.2020, wtorek
Rozmowa przez Messengera z Inżynierem Rozwadowskim. Mój Boże tyle lat życia ukrytego jednego z najzdolniejszych, sumiennych polskich prozaików. Ale za to jaka przyjemność z odzyskanego kontaktu i z tego, że rozsypane dwadzieścia lat temu puzzle nadal do siebie pasują. Bezcenna świadomość. Omawialiśmy głównie antycypowany przez nas już 20 lat wzlot i upadek Michała W., z pewnym współczuciem, ale i poczuciem ulgi, że przewidywania się sprawdziły i jesteśmy równie nieważni, przynajmniej w tej chwili. Tyle, że my byliśmy nieważni całe te dwadzieścia lat, a jemu jednak udało się zabłysnąć talentem, wylansować się, trafić do Pudelka, do Wojewódzkiego - więc pewnie boli go bardziej niż nas. Opłaciło się. Mimo wszystko. Gdzieś między sprzedażą kabelka tego lepszego a anteną na wszystko po pierwsze nadal wystukując swoje w messnegerze - uznaliśmy obaj, że „Nike” dla Radka Raka to powiew świeżego. A potem obaj przyznaliśmy się, żeśmy Raka jeszcze nie czytali. Okoliczność ta dużo bardziej obciąża Inżyniera Rozwadowskiego, bowiem pomimo tytułu naukowego wedle pierwotnego wykształcenia i późniejszego doktoratu – jest polonistą. On musi. Ja już nie. A jednak, mimo braku doświadczenia lekturowego, czuliśmy obaj, że tak, że to jest powiew. Z innych wątków tej całodziennej stukaniny w komunikatorze - postanowiłem Rozwadowskiego zdemoralizować i zaproponować mu druk niepublikowanych rzeczy w naszej nieznaczącej, niszowej, niskonakładowej oficynie. 10 czy 20 lat temu by mi to do głowy nie przyszło. Rozwadowski publikował wówczas w „Studium”, czyli szedł na równi z Michałem W., tyle, że jak w przypadku większości autorów i autorek biblioteki „Studium” na tym etapie pozostał, jak i piszący te słowa. Na etapie niszy. Etap niszowy oznacza, że się na trzy do pięciu spotkań autorskich w roku jeździ z własnym kartonikiem zawierającym kilka sztuk najnowszej książki, ale też i kilka sztuk niesprzedanych książek sprzed dwóch, trzech, pięciu i dziesięciu lat. Tutaj jesteśmy, gdzieśmy stali 20 lat temu. Tak samo nieważni, zatem możemy składać sobie nic nie znaczące propozycje i czuć się dobrze w swoim towarzystwie, nawet jeżeli tylko wirtualnym. Tyle razy mówiłem – żyjemy na marginesie bez kasy, uznania, prestiżu i poklasku, niby trochę smutno, ale za to jaka wolność!
Komentarze
Prześlij komentarz