Spisy czynności (wtorek i inne dni)


 

24 listopada 2020, wtorek


Spisy czynności. Trzy dni prób wysłania kurierem rozliczenia książki na Ukrainę. Raz kurier nie odebrał, bo nie znalazł adresu. Taka adnotacja podobno była w systemie. Odwołałem go, nadałem paczkę innym, dzień później przyszedł sms, że owszem, kurier odbierze, jutro, czyli w środę, a czas leci. Poleciałem zatem na pocztę, tamże okazało się, że z powodu pandemii pocztexy wstrzymane, można jedynie wysłać priorytet polecony, co już zrobiłem, żeby wyszło to rozliczenie, żeby coś się wydarzyło. Zdążyłem przed godzinami dla seniorów. Udało się. Chociaż cholera wie, czy się udało. Zwykła przesyłka do Kijowa szła ostatnio tydzień. Zwrotna jeszcze nie wróciła. Mam nadzieję, że mają tam baczenie na to, że czasy nie są normalne.

Ale wcześniej, co było wcześniej? Mój Boże. Nic czyli wszystko. W środę mamy w domu dzień podtrzymania porządku i powstrzymywania entropii. Chciał, nie chciał moje jest odkurzanie od poddasza po przedpokój i kąt z kuwetą Hammonda przed samymi drzwiami wejściowymi. Potem zazwyczaj zapadam. Po prostu siadam i nie wstaję, tylko się przewracam. I tak leżę, póki mnie nie obudzą, że znowu jest dzień.

W czwartek po pracy jazda do Brzegu. Najświętszy czwartek. na chwilę u Krystiana po książki do wysyłki. Potem biblioteka, bo prowadziłem spotkanie on-line z Michałem Cetnarowskim. 

I to było dobre spotkanie, bo z Cetnarem zawsze są dobre spotkania. Michał jest wyjątkowym, myślącym rozmówcą, niebywale oczytanym, będącym na bieżąco ze światem literackim swojego środowiska, ale też ze światem w ogóle. Także ta godzina upłynęła nam błyskiem a najlepsze tematy jak zawsze zaczęły się po wyłączeniu kamery. Tak bywa. Pamiętam te rozmowy w porannym pociągu do pracy, wówczas mówiło się na taki pociąg "żołtek", no bo wszystkie, albo większość była w żółtym a ściślej żłoto-niebieskim kolorze. Tak dobrze nam się gadało, że postanowiłem kiedyś nagrać na kasetowy dyktafon jedną, drugą, trzecią naszą rozmowę, przepisać i puścić w jednym z numerów "Red."-a, bo wtedy wydawaliśmy w Brzegu ogólnopolskie pismo literackie. I miało nokautujący nakład 2200 egzemplarzy. Potem 2000. Potem 1500. A potem już 0. Także to były dobre rozmowy wtedy i dobre teraz. Na początek tylko ustaliliśmy że nie gadamy o polityce.

I jeszcze porządki przez kilka dni. Tomek Bohajedyn zawstydził mnie bowiem rozrysował już kilkanaście rozdziałów nowej książki dla Warbooka,  a ja napisałem ledwie jeden. Dało mi to asumpt to generalnego porządkowania różnych cykli tekstowych. Listy do Tymoteusza, Nie takie łatwe zwycięstwo, Pozostała krew, a z cyklu Mane Tekel Fahren po bliższym przyjrzeniu zaczęły wyłaniać się zarysy dwóch, zupełnie różnych książek - Korniki gniewu i Mane tekel fahren właśnie. I jeszcze esej heroiczny - głównie plan, drabinka tekstowa, jak to mówią. A ściślej plan tej drabinki. 

Teraz tylko nałapać dość czasu żeby to wypełnić. Nie umrzeć na covida za wcześnie. Albo na coś innego.





Komentarze

Popularne posty