podejrzanie łatwe apele poległych. Beata Jaroszewska (1969-2012). poniedziałek.
2 listopada 2020, poniedziałek
Pierwszą wygarnęło z naszej paczki Beatę. Pisała listy bardziej w ostatnich latach niż wiersze, a ze wszystkich tych lat wierszy było na dwie książeczki "Taka dziwna radość" - jako część wspólnego projektu z Anią Szpak (jej część "Gubiąc echo swoich słów") z 1992 i potem "On mieszka w drzewach" (1997). Ta druga książka mogłaby być dzisiaj pewnie boleśnie aktualna w dobie obłędu samozniszczenia chrześcijan, którzy chcą udowodnić, że poddana ich panowaniu planeta może jeszcze więcej, nieważne, że ledwo zipie. Posłuchajcie tej dziewczyny z Nowej Rudy, ona wam opowie, że On mieszka w drzewach, bo On zawsze jest z bezbronnymi i słabymi. Weźcie i poczytajcie jeszcze jak znajdziecie. To zaledwie kilkanaście krótkich wierszy. Wszystkiego na kwadrans modlitwy. Powiedziałem - modlitwy?
Tak, to by było na miejscu, jeżeli chodzi o Beatę.
Tyle lat żyła pogodnie i zarazem samotnie, dobra, ciepła, serdeczna. Potrafiła być i o nic nie pytać. Rzadka umiejętność. W 2011 roku poznała Krzyśka, cieszyła się ta miłością, oparciem w mężczyźnie, zaszła w ciążę, chociaż niby to już nie był ten moment, bo wiek, bo to, bo tamto, ale przecież chciała, tak bardzo chciała. Urodziła 26 czerwca 2012 roku chłopczyka, zaśpiewała mu kołysankę na sali porodówki, krzyknęła i umarła, tak po prostu.
I już jej nie było.
Jej pogrzeb zbiegł się - przypadkiem - z planowanymi na ten dzień Noworudzkim Spotkaniami z Poezją. I żeby było sarkastyczniej, jakiś rodzaj marzenia miał się spełnić tego dnia, bo tym razem to mnie zaproszono jako gościa specjalnego. A ja całe lata nie marzyłem o byciu gościem specjalnym gdziekolwiek indziej, tylko właśnie w Nowej Rudzie, gdzie stawiałem pierwsze kroki literackie poza Brzegiem. I spełniło się, że po pogrzebie, który zablokował centrum miasteczka, poszliśmy już w węższym gronie do biblioteki w Nowej Rudzie, ale to miejsce pośrodku nie było dla mnie, tak czułem, tak chyba wszyscy czuliśmy. Przeczytałem, pamiętam całą książeczkę na głos "On mieszka w drzewach". Co było począć z ta pustką?
Na tym zdjęciu powyżej jesteśmy właśnie z Karolem Maliszewskim. bezradni zupełnie. Wobec jakiegoś skandalu. Przecież obaj pochowaliśmy przed chwilą bliskiego człowieka i jak teraz, co, kurwa, gdzie. I zarazem są wszyscy, którzy tyle lat bywali w Nowej Rudzie. Ale jest oczywiste, że jesteśmy tutaj dla Beaty.
Potem piliśmy alkohole, rozmawialiśmy do późna w nocy o tym, żeby jednak tak się nie dawać wplątać, żeby nie spotykać się teraz przy pogrzebach w tym wyjątkowym gronie. Nie rozumieliśmy, że właśnie czas zaczął z nami ten taniec.
Rok później, na koniec kolejnych Noworudzkich Spotkań z Poezją - zasadziliśmy pod Noworudzkim Ośrodkiem Kultury na skwerze sosnę himalajską. Rośnie tam do dzisiaj. Bo teraz Ona mieszka w tym drzewie.
Niedługo minie dziewięć lat. Nic się nie zmieniło w naszych relacjach o tyle, że ciągle nie możemy się spotkać w starym gronie, raz po raz jest blisko i jakoś energia się rozchodzi. Jedyne co, to nie wykasowałem z telefonu komórkowego jej numeru. Tak jakbym ciągle wierzył, że może mi się przydać w jakichś okolicznościach. Wyślę smsa? Zadzwonię się i będę zdziwiony, że odebrała? Chociaż pewnie teraz jej numer ma już ktoś inny i na taką impertynencję jak "Mam sweter do wyiskania z kulek" mógłby odpowiedzieć "pierdol się zboku". Chociaż naprawdę, w najczarniejszej godzinie, chyba koło roku 2001 albo 2002 siedzieliśmy razem na schodach biblioteki w Nowej Rudzie. Było tak źle, że nie chciałem nawet mówić dlaczego, ale skubałem swój sweter z tych kulek i Beata nic nie mówiąc przysiadła się i tak iskaliśmy dobre pół godziny, aż nie zrobiło się lepiej.
I potem listy podpisywała "Beata Iskander Jaroszewska".
Także mi się "Iskander" nie kojarzy ani z Putinem ani z Obwodem Kaliningradzkim.
Kojarzy mi się jednym z najlepszych ludzi, jakich znałem.
I jak zawsze powtarzam pod nosem jakieś zaklęcie ciemnych wojowników, ze świata w którym nie ma żadnego jasnego Jeszuy który zbawia, wynagradza, wyrównuje rachunki i niesprawiedliwość:
- Dopóki żyję, będę opowiadał Twoją historię.
Tyle potrafię i mogę.
Komentarze
Prześlij komentarz