podejrzanie łatwe apele poległych Joaśka Dąbrowska (1973-2020), wtorek

 



3 listopada, wtorek

Zawsze jakoś się boję obciążać historiami zmarłych Stowarzyszenie Żywych. Tym bardziej, że ostatnio jest czas obfity w tego typu skandale. Bo śmierć jest przecież skandalem. W zasadzie każda.

Chodziliśmy do jednego liceum, Joaśka dwa lata wyżej. Myśmy przyszli z bandą do drugiej klasy a ona była z tej klasy co na maturę przeszła za nauczycielem ze "starego" ogólniaka do "nowego". Dzieje początków dzisiejszego II L.O. imienia Zbigniewa Herberta godne są powieści. Niezwykły czas, niezwykli ludzie, miejsca, wydarzenia. Pewnie każdy może tak powiedzieć o swoim formacyjnym okresie, licealnym, niektórzy o studenckim. No cóż. Mnie się tamta banda wydaje naprawdę wyjątkowym konglomeratem ludzi.
Myśmy zajmowali się z Krzywym, Szamanem i Zacharem tworzeniem pożal się Boże zespołu bluesowego i rozlicznymi czarami-marami z kategorii rozwoju psychoduchowegoi mniej więcej co pół roku przeżywaliśmy silne konwersje od hinudizmu, poprzez buddyzm na nie-wiadomo-co-izm. Joaśka, Tomek, kilka innych osób w tym czasie, około zimy, jesieni 1990 roku tworzyli już wówczas lotną grupę literacko-teatralną. Nie wiem czy już wtedy ona się nazywała Stowarzyszeniem Żywych Poetów czy jeszcze nie, ale już była. Myśmy - ja, Zachar, Krzywy - dołączyli około jesieni 1991 roku po słynnej wycieczce do Włoch w czerwcu tego samego roku.
Ale zanim to nastąpiło zdążyła wpaść spóźniona na moje urodziny, ja wiem, chyba 17-te. Ja wiem, że urodziny mam w środku lata i są ogólnie bez sensu pod względem imprezowym bo nikogo w tym czasie zazwyczaj nie ma. Ale wtedy próbowałem urządzić imprezę i nawet się udało. Wpadł nawet brat Szamana ze szkoły oficerskiej. I Aśka przyjechała nocą, w zasadzie po imprezie, na składaku. Chyba "Wigry". Na bagażniku miała kaktusa, takiego śmiesznego, płaskiego, z długimi kolcami.
- Zamiast kwiatków chciałam Ci dać na urodziny kaktusa - powiedziała w przelocie, bo ledwo wpadła a już jechała do domu - bo one mają jedną cechę, są bardzo trwałe, są mistrzami przetrwania. Bierz z nich przykład.
Cytat z pamięci, ale sens wypowiedzi zachowany. Nie dam głowy że ten kaktus jest ze mną do dzisiaj, bo ja nie mam ręki do roślin i one czasem mi umierają. Ale kaktusy rzeczywiście darzę szacunkiem, mimo, że na przykład Ula Zajączkowska ich nie darzy czułością, bo mówi, że to tylko głupie gąbki pełne wody. Ale faktycznie, moje kaktusy trzymają się nad wyraz dzielnie. I wiele wśród nich było takich, które umierały i wydawało się, że zostało samo kłącze, a jednak odrastały. Łamały się i odrastały. I ja razem z nimi.
Tyle kaktusy i ja. A z Aśką na długie lata straciliśmy się z oczu. Jakieś listy wieki temu przychodziły z Anglii. Ale potem ludzie przestali pisać listy. W styczniu tego roku znalazła mnie, zaczepiła, pogadaliśmy chwilę via messenger, wiadomo, nadrabianie wiedzy o znajomych, o mieście, o Stowarzyszeniu. Chyba była poruszona, że Stowarzyszenie nadal istnieje, że ta wykrzesana kiedyś iskierka pełga w jakiś odległych lusterkach. Jakieś wiersze, w tym ten o nietoperzu, który zemdlał i zawisł głową do góry - leżą pewnie pod stertami różnych papierów w Niszy pod biblioteką w Brzegu.
A Aśka nie żyje. Jest już pochowana w angielskiej ziemi. I mimo, że powinienem to odnotować na stronie Stowarzyszenia Żywych Poetów - tej na fb i tej www - to jakoś chcę, żeby tam była jako żywa, nawet przez te kilka wierszy, które gdzieś tam leżą, a wiem że leżą, bo przerzucaliśmy je przy kolejnych przeprowadzkach, pamiętam, że przy tej ostatniej - półtora roku temu - też.
Na zdjęciu powyżej Aśka to ta dziewczyna pierwszy rząd stojący, druga od prawej. To zdjęcie właśnie ekipy teatralno-recytatorsko-poetyckiej z klasy IV drugiego Liceum Ogólnokształcącego w Brzegu, jesień 1991 roku. Zdjęcie zrobiono na Zamku w Brzegu. Nie wiem przy jakiej okazji. Ale to jedyne co zostało, oprócz garści licealnych wierszy i kilkaset zdań na messengerze.


Komentarze

Popularne posty