Brzeg, dzień sądowy, albo dlaczego małe miasteczka są fajne (wtorek)


 

(1 czerwca 2021, wtorek)

Sąd, sądem a dzień w zasadzie cały w plecy. Wezwanie na rozprawę w charakterze świadka. Odwiozłem rano syna do przedszkola, odwróciłem samochód i pojechałem do miasta, w którym mieszka dusza moja, do Brzegu. Zaparkowałem pod Zamkiem, bo do sądu chciałem pójść a i z A. musiałem się rozmówić w ważnej kwestii, ale nie miałem ochoty na to o poranku. Zobaczyłem jaskółkę wychodzącą z muru, w zasadzie z jakiejś dziury po pręcie może, którą ona, lub pokolenia jaskółek przed nią rozwierciły dzióbkami i nie mogłem się nadziwić sprytowi, zawziętości i zwinności, bo przecież z tej dziury o średnicy ptaka ze złożonymi ściśle skrzydłami trzeba jakoś wyjść i rozwinąć się w mgnieniu oka do lotu. To zajęło mi chwilę, na tyle długą by dojśc do wniosku, że spotkanie z A. może zaczekać i że idę do sądu przez park.

A te brzeskie parki, mój Boże, co za oaza wytchnienia. Nie są równe bo położone są w obrysie dawnych fortyfikacji miejskich, zatem jakby zielone wąwozy wokół miasteczka w dnie tych wąwozów zasilonych wodą z Odry, bo przecież tu była mokra fosa, drzewa, ale już ogromne, wysokie, strzeliste po dwadzieścia i więcej metrów. Brzeg bez parków, nie byłby Brzegiem, trudno sobie to miasto wyobrazić, a w każdym razie wyobrazić sobie by mogło byc dobre. Parki przykrywają ruinę pałacyku a Chrobrego, którego losy w rękach prywatnych to nieme oskarżenie państwa polskiego i polców i polaków. Ale ledwo parki łapią oddech po zimie a już tego nie widzisz.


 

Dzięki parkom założonym przez brzeskich kupców w XIX wieku zrzeszonych w Towarzystwie Upiększania Miasta nie widać też typowo pruskiego wykwitu smaku i myśli urbanistycznej - przytulonego do gmachu sądu więzienia w samym centrum miasta. Na usprawiedliwienie można powiedzieć, kiedy powstawało może jeszcze nie było to takie ścisłe centrum jak teraz, ale no weźcie. Także parki - to oś miasta, jego ludzki wymiar. Dzięki nim, mieszkając na tzw. osiedlu mogłem dojść w dowolny punkt miasta przez parki i dzięki parkom, nie musiałem iść wzdłuż ulic. A że drzewa tu wysokie i korony gęste to i ptaszęctwo wszelkie w ilościach wielkich. Tak, chyba przesuwam się na skali czasu z okresu młodości skupionej na sobie w stronę jakąś inną, nie wiem czy to już starość, ale coś innego. Zresztą gdyby starość miała być czasem wzmożonej, bezinteresownej uważności - nie mam nic przeciwko.

No i siedzę w parku Chrobrego a tutaj K. idzie z górki, od strony amfiteatru, swoją drogą rzeczywiście ładnie odremontowanego. No tak małe miasto. Nie to, że zaraz wszyscy się znają, nie, ale wychodzisz "na miasto" i jest pewność, że spotkasz kogoś, kogo znasz. To daje inne poczucie obcowania z bliźnim. Nie ma tego zapierdalania w kieracie dom-praca-przedszkole, bo zawsze kogoś spotkasz, rozproszysz łańcuch zależnych konieczności niekonieczną rozmową. No i tak. To cie doprowadzę pod ten sąd, mówi K. i idziemy niespiesznie gaworząc, obgadując A., który pewnie gdyby tylko był szefem to był jak ten wuefista na stanowisku burmistrza, nie mamy co do tego wątpliwości - władza i A. równa się dyktatura.

 

 Nie zdążyłem wejść do budynku sądu, jak przyszedł sms od Z., że chyba mnie widział na skrzyżowaniu ulic i czy ja toja, a skoro ja to ja, to może po sądzie bym wpadł do niego na obiad bo w domu siedzi a został mu schab i chętnie z dawno nie widzianym kumplem go spożyje. Sprawa w sądzie zakończyła się nim się zaczęła bo strony jakoś oniemiałe powagą budynku sądu pogadały przed rozprawą i wycofały wnioski, zatem przesłuchanie świadków stało się bezprzedmiotowe i dziękujemy, ale idźcie sobie do domu. Byłbym zły w innych okolicznościach, ale w zasadzie właśnie strony z sądem darowały mi kilka godzin w miasteczku, w którym mieszka dusza moja. Poszedłem zatem do biblioteki porobić papiery Stowarzyszenia na co nigdy nie ma czasu na spotkaniach, a w domu coraz mniej chętnie temu się oddaję. Wydawało się, że nie wyjdę, ale chwila spokoju i okazuje się że papierów jest mniej niż myślałeś i jednak dochodzisz do wniosku, że trzeba iść pogadać z A. Nie można tak zostawić tej sprawy.

Znowu zaparkowałem pod Jaskółką, tak teraz będę mówił na ten załom muru. Ale na dziedzińcu spotkałem znowu dwóch znajomych w tym A.od T. , który opowiadał że zrobił sobie takie dla odstresowania pole golfowe na działeczce. Mają z Ewą taką rzecz jak działka i ona jest nowa i spora oraz rekreacyjna. No i mówi A.od T. się przewiercił piłkę golfową, przewlókł sznurek, a drugi koniec sznurka przewlókł przez słupek który sobie stawił na działce. I mówi teraz ćwiczy uderzenia kijem golfowym i nie musi biegać po piłkę, bo ona wraca. Na to J. , który stał obok, mówi z uśmiechem, że chyba jeszcze refleks ćwiczysz jak piłka wraca, ale A. od T. mówi, że nie, bo piłka jest na sznurku a nie gumie. No dobra, mówię, muszę iść na górę do A.

A. nie było w pokoju gdzie był ostatnio. Ale przyszedł jak poprosiłem, żeby zadzwoniły koleżanki po niego, ale poprosiłem, żeby mu powiedziały, że czeka na niego urodziwa dama. Może dlatego przyszedł. W sumie nie była to rozmowa, w sumie dwa monologi, proste równoległe, które się nie stykają. Bywa i tak, pomyślałem wychodząc przed Zamek, a tu już zajechał Z. swoją nową furką, żebyśmy podjechali pod jego nowy dom, na ten schab co mu został z obiadu z wczoraj. Fajny ten nowy dom Z., bo w sumie stary, wśród willi z lat 70-tych i 80-tych na skraju Parku im. Peppela. Julius Peppel był niemieckim burmistrzem w niemieckim Brzegu w latach 1895-1910 i jemu miasto zawdzięcza park zwany potocznie przez mieszkańców "Parkiem Wolności". Bo tak się nazywał w czasach PRL. Na skraju miasta ten park jest w zasadzie taki miejski las, ba na wagary tam chodząc z książką i zajęca widziałem i sarninę. I ten dom Z. jest o jeden rząd domów od skraju tego parku i wolności. 

A po 1989 roku jakoś nie było problemu,żeby ten park nazwać imieniem dawnego, niemieckiego burmistrza. 

Schab bardzo smaczny, dom wielki i trzeszczący już nieco własną historią. Ale takie są chyba lepsze niż te deweloperskie sztukanówki, teraz tak myślę, po czasie, że może po kiełczowskim etapie mojego życia chciałbym wrócić do miasta gdzie mieszka moja dusza do jakiegoś starego domu. Gdzie są inne dusze. 

Na ten czas zwany starością, a może 


czasem uważności.


 


 


 



Komentarze

Popularne posty