Kłocz. Pusta noc.(Wtorek/Środa)

 


16 kwietnia 2025, środa

1.

Relacja z Kłoczem nie wydaje mi się jedynie opowieścią o relacji student - wykładowca. Takich było w moim życiu mnóstwo. Ale były przemijalne i wymienialne. Chodziło w nich o treść do przekazania, tylko tyle i aż tyle. Takich relacji, jak ta szczególna współobecność kogoś odległego i bliskiego - miałem w życiu tylko kilka. Policzę na palcach jednej ręki.


2.

Kojarzy mi się ta relacja z dwoma pojęciami - uczeń i Mistrz, chociaż czuję zarazem, że to zaledwie mgliste znaki milowe w myśleniu, nad tym co się wydarzyło i co zarazem się nie wydarzyło nigdy, a być może powinno. Nie mogło?


3.

A przecież nie był nieomylny. Bywały pojedyncze wykłady, albo nawet momenty w których coś wydawało się pętać Jego przenikliwość. Czyżby doktryna, którą przyjął jako pewną praktykę postępowania, ale nie jako punkt wyjścia i dojścia i podstawiała się mimo woli we wszystkich wzorach? 


4.

Czułem jednak, nie będąc w tym sam i nie do końca zdając sobie z tego sprawę, że chodzi o wspólne bycie w dużo większym stopniu niż o treści jakie można sobie przekazać. Te ostatnie, z pozoru najważniejsze, z perspektywy czasu okazują się zaledwie pretekstem do bycia w tej chwilowej wspólnocie, budują szkielet współobecności, czasu, miejsca, przestrzeni, osób. Reszta okazuje się wtórna. Dlatego nie student-wykładowca, ale coś więcej.


5.

Zatem nie to, co się mówi, ale jak mówi, nie to co się słyszy, ale jak się słucha. Nazywaliśmy to mocą linii przekazu, śmiejąc się z zastosowania terminu osadzonego w tradycji buddyzmu tybetańskiego do wykładów dominikanina w Krakowie w latach 90-tych ubiegłego stulecia.


6.

Zatem dzierżyciel linii przekazu, ktoś osadzony na mocnym fundamencie, ale zarazem zawsze wychylony do człowieka, dlatego Kłocz, a nie ojciec, ksiądz, bo Kłocz, pseudonim, to coś bardzo ludzkiego, familiarnego, ale nikt tak do Niego się chyba nie zwracał spośród nas. Bo jakoś czuć było, że mimo, że jest Kłoczem, to nie wypada. Chociaż On wiedział, że tak się na niego mówi. Nawet autobiografia w Wydawnictwie Literackim - ma tytuł "Kłocz". 


7.

Dialog zakłada, że ja sam jestem niewystarczający. Ale to, co ważne to że druga osoba nie jest środkiem do dopełniania mnie, bo wówczas nie ma dialogu. Dialog jest tym co się wydarza kiedy jesteśmy w jakimś momencie równoprawni, mimo wszelkich różnic. Milczenie, jest równie ważne jak mowa. 


8.

Żeby zaszła relacja Mistrz-uczeń, ten pierwszy musi dostrzec drugiego, nazwać go po imieniu, musi nastąpić symboliczne wezwanie, wytrącenie z tłumu, głośne powiedzenie - widzę Cię, dostrzegam, mów.


9.

I są ludzie, którzy rozmawiając z drugim człowiekiem sprawiają, że od razu czujesz się zauważony, nazwany i słuchany i traktowany poważnie, czyli bez taryfy ulgowej. I to od pierwszej chwili. I to niezależnie czy rozmawiasz o pogodzie, filmie, który wczoraj widziałeś, czy odpowiadasz na pytanie o pseudo-Dionizego. To szczególna umiejętność sprawia, że każdy rozmówca czuje się wezwany po imieniu, dostrzeżony, chce mówić. Czuje się kimś wobec kogoś.


10.

Czuć się traktowanym szczególnie, zdając sobie sprawę, że nic szczególnego w zasadzie nie zachodzi, że jest się jednym z setek innych, a zarazem ma się świadomość bycia dostrzeżonym, nazwanym, wezwanym i wysłuchanym. Może właśnie to? 


11.

Nie dostajesz jednak odpowiedzi, ale jedynie pytania lub nic w zamian, wymowne milczenie, przyznanie się do niewiedzy, ale i nadziei. Wszystko do dalszych rozważań.


12.

Mistrz bywa, że w jakimś momencie musi ucznia porzucić, wystawić do świata, do światła, zawiesić swój głos, nie utwierdzać ucznia w pewności, że jest na właściwej drodze, we właściwej koleinie. W jakimś momencie uczeń musi się zmierzyć z przestrzenią sam. Musi odejść. I zawsze wydaje się,że jest na to za wcześnie. Że jeszcze nie teraz.


13.

Nigdy nie ukrywał swojej orientacji światopoglądowej ani tego, że jest zakonnikiem, a zarazem nie odczuwało by to właśnie miało główny wpływ na jego rozumowanie, wręcz przeciwnie. Nazwanie na początku tego, co stanowi zrąb tożsamości tego, który mówi - stanowiło warunek wyjściowy. Skoro już to wiemy - spróbujmy wziąć w nawias to co można, ale bądźmy świadomi swoich ograniczeń, a każdy je ma.


14.

Czasem na koniec mówił, że to już nieobowiązkowe, nie będzie z tego pytań na egzaminie, ale chce przedstawić swoją osobistą perspektywę, wierzącego chrześcijanina na ten czy inny problem. Nie było chyba nikogo, kogo by to nie interesowało. Czasem to właśnie ciekawiło najbardziej. Nie pytał o to na egzaminie, ale wszyscy chcieli to wiedzieć, zrozumieć, bo to był człowiek, którego było się ciekawym.


15.

Nikogo nie nawracał, ani nie pytał o orientację światopoglądową, religijną, duchową, zaznaczjąc uczciwie swoją. Zarazem to między innymi przez Niego, nie umiałem powiedzieć, że zupełnie już nie należę do tego zgromadzenia, nie umiałem po prostu odwrócić się i wyjść z kościoła.


16.

Kiedy wyobrażałem sobie apostazję, to zawsze wyobrażałem sobie, że odwracam się od Niego i wychodzę, idę przez pusty kościół na Stolarskiej, opuszczam refektarz, wychodzę z pustej sali amfiteatralnej na Gołębiej 13 i zamykam za sobą drzwi. I pewnie dlatego nigdy nie umiałem tego zrobić, nawet w wyobraźni, do końca. No po prostu nie.


17.

Chociaż czy istotne wybory światopoglądowe powinny być warunkowane promieniowaniem ludzkiej, skończonej, chociaż wybitnej - indywidualności?


18.

A z drugiej strony - powtarzał często - nie ma innej drogi duchowej niż twarz drugiego człowieka. 


19.

Nie zostałem filozofem, nie zostałem nawet takim gorszym rodzajem filozofa - czyli psychologiem. Sprzedaję anteny na wrocławskim Nadodrzu, piszę książki, które czyta garść ludzi, posty, które za jednym razem lajkuje więcej ludzi niż wynosi nakład mojej ostatniej książki z wierszami, a jednak myślę czasem, że nadal chodzi mi o to samo, co wtedy. Że to dalej ta sama droga.


20.

Błądziłem wówczas na potęgę. Myślę o tych woltach mistycznych z pewnym zażenowaniem. Zmieniałem wyznanie między wakacjami a feriami zimowymi i traktowałem siebie i swoje wybory śmiertelne poważnie. Om ami dewa hri, shiva shivaya i bezgłośny odgłos jednej klaszczącej dłoni.


21.

Zarazem niech to będzie świadectwem, że naprawdę żywo mnie to zajmowało - troska ostateczna. Naprawdę po coś mi chodziło i naprawdę czegoś szukałem.


22.

Nie znalazłem, ale zacząłem lepiej myśleć.


23.

Nie przestałem błądzić, gubić się, wołać z doliny. Istnieje jednak podejrzenie, że błądzę rozumniej, gubię się z większym sensem.


24.

Opowieść o mistrzu i uczniu, jest odległym echem, czegoś, co jest tutaj kierunkowskazem, ale nie opisem. Nie miałem i nie mam prawa tak tego zdefiniować. To tylko skojarzenie z braku lepszego obrazu, odróżnienia. To wskazanie gdzie jest latarnia morska która stale daje sygnał, wskazuje drogę do portu. Co z tego, że to czasem jedyny punkt na mapie, która po za tym bywa ogromną, pustą kartą papieru.


25.

Teraz już dla wszystkich tak samo. Teraz już nic się nie ukryje.





Komentarze

Popularne posty