Kraków, on the turning away (czwartek)


 


17 czerwca 2021, czerwca

Z Krakowa wróciliśmy z córką w piątek, ale podróż musiała się uleżeć. Być w Krakowie, jadąc z któregokolwiek miejsca w Polsce, to jednak znaleźć się trochę za granicą. Kiedyś to była fascynacja, potem fascynacja podszyta irytacją, złością, poczuciem odrzucenia, odtrącenia. Miałeś wrażenie, że stara stolica wchłonęła Ciebie, energię, czas i wypluła poza przestrzeń nie dając wiele w zamian. Chyba zatem chciałem spotkać się z miastem i sobą, kilka dni przejść po swoich śladach, zobaczyć ile z tamtego miasta i ze mnie samego zostało. A że pojechaliśmy tylko we dwójkę z córcią, to zarazem musiałem jakoś konfrontować swój Kraków z tym, który opowiadam , pokazuję. 

Nie mówić nikomu, że się jest, tak żeby być trochę w tym mieście incgonito, obcym. A zaraz potem myśl, że ile to znowu w Krakowie jest osób, które w te kilka dni mogłoby się chciec z Tobą spotkać? Pięć? AF, ale bywa mocno zajęty , GN pewnie też , na pewno MC, może SK i RH i chyba na tym koniec. No i oczywiście Rojki i Krzywy, ale akurat z nimi się spotkaliśmy, chociaż też na poły turystycznie. Żeby chodzi, nie zasiadać. Ciągle chodzić. 



"Bądź turystą we własnym mieście" brzmi claim Krakowa. Uznaj, że nie znasz swojego miasta, zagraj w nim obcego, nie stąd. To dosyć łatwe. Ja się zawsze tak czułem, jak turysta na nieco przedłużonym pobycie. Nie udało mi się pomyśleć o Krakowie jako o swoim miejscu na ziemi aż do ostatniego wyjazdu.

Przy córci czułem się jak mieszkaniec i turysta zarazem. Albo mieszaniec. To dziwne. Mimo wszystko czułem się u siebie. Może dlatego, że wiele moich miejsc zniknęło, zmieniło nazwy. Okazuje się, że miara przywiązania do miejsca nie jest tylko to, że posiadasz swoje miejsce, która nasiąkły Twoja historią, ale w dużo większym stopniu okazuje się, że mogą być to miejsca i historie, które utraciłeś.

Kraków jako ćwiczenia ze straty. O, tak. To bardzo dobre. Zatem wynotujmy razem coś stracił. "Blues Klinika", w której w końcu nie udało ci się zagrać wraz z zespołem "The Corners", "Nurt" na Floriańskiej chyba dawno temu przestał istniec, przez chwilą nazywał się "Kolec ale teraz nie umiesz nawet wskazać bramy w której się mieścił. Zastawiony stary dworzec nowym centrum handlowym jest, ale jakby go nie było. Acha , obok dworca na tyłach Hotelu "Europejski" był przecież Teatr Buckleina, bez którego studiowanie i życie kulturalno-nocne Krakowa w latach 90-te ubiegłego wieku trudno sobie wyobrazić. Był i nie ma. "Pub u Louisa" gdzie głównie grywano jazz jeszcze jest wymieniony na tabliczkach przy Pasażu, który ma numer 13, ale po zejściu do piwnicy okazuje się, że jest tam butik odzieżowy klasy wyższej, obsługa wie, co to był "Pub u Louisa", ale też wie że już go nie ma i nie będzie. 


Pozostał na placu boju jazzklub "U Muniaka" i dawna "Ava-Rya" obecna na "Awaria" ma rogu Anny i Mikołajskiej. To chyba tyle. Z muzycznych miejsc. Z innych też jakby ubywało. Chociaż jakby trudno ronić łzy nad tym, że nie ma kin, to oczywiste. Nie ma ani kina "Wanda", gdzie chyba oglądałem "Lisbon Story", ani "Uciecha" gdzie byliśmy z Zacharem na - nie uśmiejcie się "Pocahontas". Tak musi być. Wszędzie wejdzie multipleks, centrum handlowe zwane galerią.



Z drugiej strony córeńko tak, ta pani tłumacząca nam, że odkopany w końcu kościół św. Gereona na Wawelu to jeden z punktów, czakramów, centrów energetycznych rozmieszczonych równomiernie po całej ziemi - to tylko w Krakowie. Nie wiem skąd się tej pani wzięło, że odległość między Krakowem, Tybetem, piramidami w Gizie i budowlami Inków, Majów i Azteków są równe, skoro rzut oka na globus pokazuje, że nie, nie są równe. Ale ona w to wierzy i wie, że to jest logiczne, bo przecież mówi, że jest to logiczne. I ten pan co chodzi po Grodzkiej z małpką na smyczy, co widać, bo co wieczór na koniec jadłaś lody w cukierni na rogu Senatorskiej i on co wieczór tam był - to też chyba tylko Kraków umożliwia, przyzwala. Wszelkie dziwności, drobne nieciągłości, które wynikają z nawarstwiania się.

Z trzeciej strony tyle rzeczy zrobiłem w Krakowie po raz pierwszy. Na przykład oglądałem Nową Hutę jako zabytek architektury a nie obcy ląd, gdzieś na obrzeżach kosmosu. Popłynęliśmy do Tyńca krakowskim tramwajem wodnym. Na studiach w życiu bym tego nie zrobił bo po pierwsze nie byłoby mnie stać,. a po drugie - po co? I na przykład poszliśmy na Wawel w poniedziałek wcześnie rano, żeby złapać darmowe wejściówki i widziałem Wawel pusty, bez niemal ani jednego człowieka. To dopiero wydarzenie, nie dość że wawel za free to jeszcze  tak, jakby był udostępniony tylko dla mnie. I jeszcze w nocy obeszliśmy Wawel promenadą od strony Dębników, czego też nie robiłem nigdy. A i z Bonarki, gdzie zaszywałem się w złe dni w czasie studiów, czasem wychodząc na kopiec Kraka - zeszliśmy prosto na rynek Podgórza. Tej wersji trasy też nigdy nie praktykowałem, bo za moich czasów Bonarka z tym Kopcem nie była taka popularna. Nie było dróżek asfaltowych i żwirowych tylko ścieżki i ślimaki, które przekładałem z kamieni na trawę.



Przez chwilę, nie za długą, poczułem nawet, że mógłbym nawet wybaczyć wszystko temu miastu i znowu się z nim zaprzyjaźnić.

Niewiele jest miejsc na ziemi, o których mógłbym to powiedzieć, napisać, a po dwóch dniach dalej podzielać swoje zdanie.


Komentarze

  1. Zawarł Pan wiele z moich przemyśleń. Byłam w Krakowie w ostatni weekend. Chciałam zdążyć przed sezonem, nie do końca się to udało. Nadal stamtąd "wracam". Pojechałam pokazać Kraków dzieciom. Nie byłam w mieście od ponad 20 lat. I choć zmienił się, ma już zupełnie inny nastrój, a hałaśliwa Floriańska i hordy przewalające się przez nią nie dawały nam spać, to nadal pozostał Krakowem. Niektóre miejsca, które pamiętam, nadal są. I - chcę wierzyć - tylko tam mogę usłyszeć, jak o 3 ciej nad ranem śpiewają na głosy Ukraińcy. Zmieniło się wiele - inaczej młodzi teraz imprezują, ale Piwnica pod Baranami nadal jest i dzieci poznały piosenki, które tam włączano. Miasto zmienne i niezmienne. To paradoks. Miasto poetów, z nadal możliwymi poetyckimi chwilami: z tymi, którzy na bulwarach słuchają Francuza śpiewającego Edith Piaf i Kaczmarskiego. I choć nie udało nam się zobaczyć wszystkiego, a okolicy przy dworcu nie mogłam poznać (ja pamiętam stojące tam busy do Zakopanego, nie było wówczas żadnego centrum handlowego) to wyjazd był udany. Czas płynie, wiele miejsc nie przypomina już tych, które pamiętam z młodości. Ale może tak właśnie ma być?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja właśnie nie patrzyłem nigdy na Kraków jako na miasto poetów, traktowałem to jako bajkę, iluzję, ale wiele innych rzeczy iluzją nie jest. Na przykład - jest to jedyne miasto które miało okazję się tak nawarstwiać w sobie. Inne miasta orała historia a w Krakowie sie odkładała w warstwach

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty