Nasłuch przeciwlotniczy, widzenie Gabora na Dolnych Węgrzech (środa)



23 czerwca 2021 (środa)

Nocna wymiana zdań, która w zasadzie nie powinna mnie emocjonalnie obchodzić. Pytanie o sprzedaż książki z wierszami budzi jednak zawsze moje zakłopotanie. Bo niestety - to jest żadna sprzedaż. Zaraz dostaję na twarz uprzejme i zawoalowane pretensje. Z pamięci.

"Nie wozisz książki na targi to nikt jej nie kupuje."

"Nie powinienem być jako autor czy autorka głównym dystrybutorem."

"Chciałbym wreszcie na dowiedzieć się ile na tym zarabiam."

Niestety nie mam dobrych informacji. Ale na spokojnie wyjaśniam, że zapis w umowie o 30% ceny okładkowej dla autora czy autorki jest w sporej części martwy, jeżeli zarazem umawiamy się na nielimitowany nakład autorski kolego, koleżanko. Zasięg książki z wierszami w Polsce to jest:

- grono krewnych i znajomych królika, które oceniam zazwyczaj na 50 do 150 osób, w zależności od tego czy autor/autorka jest ekstrawertykiem czy introwertykiem,

- grono ludzi, którzy oczekują, że książki dostaną za darmo - redaktorzy, organizatorzy, blogerzy, krytycy. Nie to że zaraz o Tobie napiszą, zaproszą, ale będą wiedzieć, żeś jest. I co więcej Ty też oczekujesz ode mnie, że ja im Twoją książkę jakoś dostarczę

- jurorzy i członkowie i jurorki i członkinie kapituł i nagród literackich. Tych przybywa co roku i Ty także oczekujesz, że te książki, czasem wypełniając pracowicie durnowate formularze zgłoszenia - wyślę.

- Do tego dochodzą ludzie którzy przyjdą na spotkania autorskie, wpadną na taki czy inny event literacki na który ktoś ciebie zaprosi albo i nie. Niestety spora cześć z nich to piszący, więc zazwyczaj proponują wymianę i nie wiem jak Ty, ale ja nie odmawiam. Może dlatego, że nigdy, w żadnym momencie życia nie traktowałem tej działalności jako zarobkowej sensu stricte.

- No i te od kilkunastu do kilkudziesięciu książek jakie sprzedaje się w internecie. 

Jeżeli jakiejś książki sprzedaje się więcej to głównie dlatego, że autor, autorka nie rozdaje jej wszystkim wokół siebie, niestety. Ci którzy od lat dostają poezję do łap nigdy jej nie kupią, bo przywykli do tego, że ją mają. A dostają jej tyle od znaczniejszych od nas graczy, że nie zajrzą do księgarni internetowej, żeby się obkupić, bo i tak pewnie mają na chacie stosy poezji. Stosy. Dlatego nie przestajemy im wysyłać. 


 

Teraz o tych targach. Wiesz, z targami jest tak, że one są między innymi po to, żeby zarobili organizatorzy, dlatego moduł stoiskowy kosztuje za każdy dzień określoną ilość setek złotych i ktoś tam musi stać od rana do nocy. Pomijając fakt, że musi takie stoisko rozłożyć i złożyć. Policzyłem kiedyś, że gdyby zapłacić za ten moduł, policzyć koszty dojazdu, noclegu, jedzenia - bez zapłaty dla osoby, która by miała tam stać - to wychodzą koszty druku jednej książki z wierszami. 

A staliśmy dwa razy na targach - oba razy wspólnie z innymi partnerami, którzy sami byli za biedni, żeby obstalować własne stoisko. Sprzedaż była śladowa, kilka książek zaginęło w ciżbie innych, może i ktoś ukradł. Zatem tak - gdybym miał nawet wolne dwa czy trzy tysiące złotych wolę za nie wydać książkę niż wystawiać się na targach. Może to błąd. Może trzeba po prostu mieć pieniądze. I być zdrowym a nie chorym.

Także myślę, że niewiele więcej osób by na targach Twoją książkę kupiło. Natomiast nie wiem skąd i kto miałby wziąć czas i pieniądze by po tych targach jeździć. Nie przypadkiem wydawców poezji a targach nie ma, a są inni wydawcy. Nas po prostu na to nie stać. 


 

Oczywiście jest duża różnica pomiędzy sprzedażą niektórych książek, które w punkcie wyjścia są do siebie podobne i jako autor i przedstawiciel wydawcy widzę tutaj niestety główną różnicę w podejściu autora, autorki do całej sprawy. Ostatnio gadałem też o tym z Karolem Pęcherzem z "Tajnych Kompletów" i on podobnie to widzi. To mało komfortowe i mało sprawiedliwe. No ale sam tego doświadczałem. I doświadczam nadal. 

Tam gdzie autor lub autorka sama nadepnie na gaz - chociażby w tak zwanych social mediach - tam to idzie szparko, żwawo. Tam gdzie ma staromodne przekonanie, że prawdziwa wartość się obroni, najczęściej się nie broni. To jest świat w którym żyjemy. Wydawcy poezji w swojej rzadkiej masie są działaczami społecznymi a nie domami wydawniczymi jakie ci się wydaje, że jeszcze istnieją i wydają książki z wierszami. Jedni są umocowani lepiej - jak Burszta czy Grzebalski, inni mają z bani dystrybucję książek bo je załączają do pism literackich, a większość klepie biedę i zajmuje się tym z tak zwanej potrzeby serca, poczucia powinności, misji.

Jedyną wypłata jaką się w tym fachu płaci coraz częściej jest satysfakcja. Pomijając fakt, że od lat powtarzam, że nie zajmujemy się w sensie ścisłym sprzedażą poezji. Zajmujemy się jej upowszechnianiem. Sprzedaż jest jednym ze środków, które prowadzą do celu. Bo gdyby nie sklepy internetowe, hurtownie potencjalny, nieliczny, ale ciągle Twój, mój czytelnik czy czytelniczka z Suwałk albo Stargardu czy Przemyśla nigdy by Twojej książki nie mogli dostać do ręki. Bo nie zaliczają się do wymienionych powyżej grup docelowych poezji w Polsce, w roku 2021.


 

Jeżeli zatem myślisz o pisaniu wierszy w kategoriach zarobku, to zanim pomyślisz o goleniu kasy ze sprzedaży podpowiem ci, że znacznie więcej dorabia się na literaturze poprzez:

- prowadzenie warsztatów

- jurorowanie

- spotkania autorskie

- stypendia lokalne, regionalne, krajowe, branżowe

- wysyłanie tekstów do czasopism, które płacą za druk (nie ma ich wiele, ale jest kilka - zdaje się "Topos", "czas Literatury", "Twórczość". "Odra" no i oczywiście, jeżeli jesteś w stanie się przemóc - "Nowy Napis")

W tym wszystkim wydanie książki pomaga, dodaje prestiżu, pozwala się przypomnieć, daje pretekst żeby zastukać do drzwi. 

Sprzedaż książki z wierszami nie rośnie nawet po nominacjach do nagród, które Tobie czy mnie wydają się złapaniem pana Boga za nogi. Ba. Nie rośnie nawet po tym jak autor czy autorka taką nagrodę dostanie. 

Wiem to z dobrze poinformowanych źródeł, od nominowanych, nagradzanych i ich wydawców. 

I taka anegdota. Kilka lat temu pojechałem na festiwal poezji na Węgry. Kilka dni jeżdżenia, słuchania, rozmawiania, jedzenia, zresztą pysznego, oglądania kolejnych spotkań autorskich, wspólnych czytań. na sali z grubsza rzecz biorąc ciągle autorzy i autorki, ci sami, wożeni autobusami z miejsca na miejsce, czasem garść miejscowych ludzi, ale za każdym razem ja i mój tłumacz - Gabor, byliśmy jednymi z najmłodszych o ile nie najmłodszymi osobami w towarzystwie. Czułem się jak w Polsce. Zapytałem na koniec Gabora czy tutaj tak ze wszystkim. I Gabor opowiedział mi w innym wariancie to wszystko co ja napisałem tutaj Tobie i wielu innym w wielu innych miejscach. 

- I nie ma ratunku? - zapytałem.

- Moim zdaniem jest tylko jeden - powiedział Gabor a wzrok miał smutny - musimy do siebie na nowo przekonywać ludzi, ale nie w takich miejscach jak to.

- Czyli?

- No autor nie może czekać aż coś samo się stanie bo jesteśmy już na marginesie marginesu - Gabor patrzył w przestrzeń, która tymczasowo była ścianą restauracji w której wszyscy zdawali się czuć dużo lepiej, niż wskazywałoby na to zainteresowanie kończące się właśnie wielodniową imprezą poetycką. 

- jak dajesz z siebie głos - mówił dalej Gabor - to niestety on sam się nie rozniesie. Każdy z nas musi wciąż kilka swoich książek w plecak i być z nimi wszędzie gdzie go los zaniesie, ruszyć w drogę i przekonywać do swojego głosu napotkanych ludzi, bez troski o jutro i czy to się opłaca. Jak każdy z nas tak zrobi,. to może za pokolenie, dwa ludzie znowu będą czytali poezję a piszącym wiersze będzie się żyło lepiej bo nie będą musieli na każdym kroku udowadniać, że mają prawo być.

Było mi smutno, niemal jak dzisiaj w nocy kiedy wymienialiśmy zdania przez messengera. Bo pomyślałem, że ja właśnie nic innego od bez mała trzydziestu lat nie robię i jestem już trochę zmęczony.

I kiedy patrzę wokół na moich kolegów i koleżanki - widzę, że to nie jest robota na pokolenie. Obawiam się, że to nie ma końca.

A to dopiero przed Tobą, dlatego jeżeli wolno mi wyrazić jakąś swoją opinię - poezję swoją czy cudzą - upowszechniaj. Za pokolenie albo dwa to może da jakieś efekty, może nie. Raczej nie.

 A jeżeli myślisz o jakimś zarobku w życiu, rzuć poezję i zajmij się czymś innym, napisz dziesięć piosenek i spróbuj złożyć zespół. A najlepiej - po prostu idź do pracy.

 


 




Komentarze

Popularne posty