Jeszcze o Czechach wbrew pozorom, (czwartek)



8 lipca 2021, czwartek

Zastanawiam się czasem czy aby niedoczytanie nie miało także fatalnych skutków dla autorów i autorek książek. Jestem w kilku grupach branżowych w mediach społecznościowych, które mają to do siebie, że zbierają bardzo różne osoby. I takie, które piszę SF, kryminały, romanse, poezję i literaturę piękną. Łączy je jedno - nie odniosły sukcesu, bo gdyby go odniosły, prowadziłyby grupy fanowskie, a nie mitrężyły czas w grupach branżowych. Tak przynajmniej mi się wydaje.

Ja także nie odniosłem żadnego sukcesu, więc jestem w tych grupach. Coś tam poczytam, popatrzę co kto robi, a bywa, że wpadnę w zdumienie. 

Zdumienie zdarza się mi na przykład kiedy autorka jednej powieści wydanej w typowej oficynie vanity-publishing - czyli takiej w stylu "dej-nam-kupy-hajsu-zarobic-a-my-ci-udawac-bedziem-zes-wielki-pisarz" - otóż ta osoba zadaje pytanie, czy ktoś wie jak sobie na stronie internetowej zabezpieczyć pliki i książki, żeby je móc udostępniać za hajs, ale żeby ludzie potem tego nie udostępniali za darmo na chomiku czy innych serwisach gdzie to samo co gdzie indziej za pieniądze - można dostać za darmo.

Coś tam się odezwałem, że na tym poziomie rozpoznawalności to ja akurat bym się cieszył, gdyby ludzie mnie udostępniali, a zarabiać na rzeczach związanych z literaturą można na różne sposoby, zaś sprzedaż książek jest tylko jednym z sposobów. 

Mam wrażenie, że zostałem ofuknięty i chyba wyśmiany, że jakie to niby inne sposoby, że przecież książka to masa pracy, więc owoce pracy trzeba chronić a domniemaną popularnością rachunków się nie zapłaci za prąd i tak dalej. Nie wiem czy tak na pewno było z tym ofuknięciem, bo litery w internecie nie transmitują tonu głosu. 

I to wszystko prawda. Książka, szczególnie prozatorska, to kupa pracy, ale warto też rozpoznawać świat na jakim się żyje. Jeżeli ktoś chce opłacać rachunki, powinien wziąć pod uwagę, że owoce jego pisarskiej pasji w najlepszym wypadku będą dodatkiem do zarobków w jakimś innym miejscu niż własna oficyna pisarska. Trzeba pomyśleć nad zostaniem notariuszem jak Leśmian czy coś.

Z drugiej strony - a tego już nie napisałem osobie z grupy - nie przestaje mnie zdumiewać to, że masa ludzi nie widzi, że tak zwany rynek książki, literatury niszowej to rynek autora nie czytelnika. To autor, autorka z utęsknieniem czekają na swoją nową książkę a nie czytelnik, bo czytelnik bladego pojęcia nie ma o większości z nas i na nic nie czeka. 

To dlatego te wszystkie hochsztaplerskie firmy, których nazw nawet nie chce mi się wymieniać żerują na naiwności, braku wyrobienia literackiego, ale też chyba buddyjskiego i proponuję "inwestycję" w produkcję własnej książki, zapewniając pełen profesjonalizm produkcji pierwszych 100 egzemplarzy za 40 tysięcy złotych i dodruk kolejnych w razie gdyby się sprzedało pierwsze 100 sztuk. Tak, spotkałem już na borsuczej ścieżce co najmniej kilka osób, które na taki krok się zdecydowały.


I wiecie co?

Nie sprzedało się.

A wiecie dlaczego?

Bo się nie miało sprzedać. 

Usługa była skalkulowana do waszą, twoją, moją próżność, to, co miało być zapłatą dla wydawnictwa to było te ileś tysiaków, które zapłaciłeś, zapłaciłaś za tę profesjonalną usługę. 

Tymczasem nadal sprzedaję przewody koncentryczne, kamery, anteny i inne takie. Książki wydajemy w Stowarzyszeniu w małych nakładach takie, jakie się wydaje w niszy za kwoty mniej więcej 10 razy mniejsze niż te wszystkie vanity-professional-publishing-offices. Wyniki sprzedaży też mamy marne, bo nisza, brak środków, poezja panie, albo nieznanego autora proza, co jeszcze gorzej niż poezja idzie, ale

-  przynajmniej nie robimy ludzi w chuja. 

No bo tego inaczej się nazwać nie da w cywilizowanym języku.


I dalej sam wożę w pudle, torbie, skrzynce nakłady własnych książek na te trzy, cztery imprezy w roku jak ktoś zaprosi, a wydawcy nawet nie pytam o sprzedaż, bo co mi z tej sprzedaży? 20% od ceny z okładki to ile mi wyjdzie? 100 złotych po roku? To ja wolę żeby wydawca mnie zaprosił raz w roku na wspólne z innymi czytanie wierszy, na czysto też wyjdzie 100 złotych a jeszcze znajomych spotkam, pokażę się, zdjęcie będę miał aktualne na stronkę na FB. Coś się zadzieje.

Może nawet ktoś spiratuje mój wiersz i wrzuci go na insta z dopiskiem, że mu zrył beret tekst Wiśniewskiego.

Czego chcieć więcej?

Tak to głos w sprawie wymiany pojęć, gdy mówimy o literaturze i jej miejscu w życiu społecznym. Tak, chodzi mi o upowszechnianie, a nie promocję. Na promocję przyjdzie pora jak czytelnictwo będzie takie jak w Czechach, 


czyli 87%.



Komentarze

Popularne posty