Mgnienia środy, we czwartek (czwartek)



1 lipca 2021, czwartek


Dzisiaj będzie coś z wczorajszego dnia. Dzisiaj czwartek, także pewnie popędzę do Brzegu, mojego miasta-parku. Wrócę wieczorem, umyję się i zasnę na siedząco udając, że oglądam coś w telewizji. Zatem pozostańmy przy środzie.


***

[Z notatnika prowincjonalnego jurora ]

Czytam eseje młodych ludzi o przełomie lat 1989-1990. Trochę z niektórymi gadałem w czasie warsztatów on-line. Nie ze wszystkimi, bo uczestników było dwudziestu a prac jest siedemdziesiąt. No i nie wiem kto jest kto, bo prace są zakodowane.
Ale dziwi mnie jedno i to bardzo. Że tak wszyscy wierzą w podręcznikową historię, pisząc esej. Że mając ograniczoną objętość, zamiast opowiedzieć jakiś szczegół, konkret jadą ogólnikami, wypisami z czytanek. Że na razie żaden, żadna z nich nie pomyślała, że to praca konkursowa, że trzeba by błysnąć czymś oryginalnym, czego inni nie będą mieli.
A już najgorsi są studenci trzeciego roku, którzy piszą te same - niestety - banały - co licealiści, ale ubrane w nadęte słownictwo akademii.
Próbowałem im opowiedzieć na warsztatach, że esej, literatura dobrze obraca się wokół konkretu, czegoś co można usłyszeć, zobaczyć, dotknąć. Nie wiem na ile udało im się to jakoś przekuć w tekst, jestem w połowie prac i na razie tego nie widzę.
Czekam na tę epifanię, błysk, olśnienie.
I tutaj zdziwienie numer jeden "a". W zasadzie w ogóle nie korzystają młodzi ludzie z szeroko pojętych tekstów kultury. Nie interesuje ich jaka była pierwsza dziesiątka jedynej wówczas liczącej się listy przebojów czyli oczywiście lista przebojów PR3. Jakie oglądało się teledyski. Jaki był pierwszy koncert jakiejkolwiek zagranicznej kapeli w Polsce. Jakie pisało się wiersze - a przecież 1989-1990 to już wzbierająca fala brulionu, "Nieprzysiadalność" zostanie napisana za rok, może dwa. A za dwa lata Pasikowski nakręci - dzisiaj wydaje się epokowy - film "Psy". No i ostatnia trasa starego "Marrillionu" z Fishem, 1988 rok, koncertowy album, jeden z lepszych jakie słyszałem ever "The Thievning Magpie". "Achtung Baby" U2 wydany w 1991, nagrywany w Berlinie ze słynnym "Zoo Station" i przemiana Bono z proroka w skórzanym bezrękawniku w "człowieka - muchę". Octavio Paz dostanie nagrodę Nobla w dziedzinie literatury. Mariusz Lubomski nagrał swój najbardziej znany utwór "Spacerologię". Sinead O'Connor swój ostatni przebój "Nothing compares 2U". I odbył się ostatni Festiwal Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu. Podobnie Festiwal Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze. Popatrzcie sobie na YouTube jak to wyglądało zabawnie.
I z drugiej strony - zupełnie nic tej dykty nie zastąpiło.
A może zastąpiło. Disco Polo. Ale zanim było Disco Polo były kasety z polską piosenką imprezową "Polskie Orły".
Zwykły przegląd via google roku 1989 czy 1990 dostarczyłby ciekawszych obrazów niż do znudzenia powtarzane nazwiska Havla i Wałęsy oraz ogólniki o tym, że jak to bardzo my, mający po naście lat czujemy się wdzięczni tamtym bohaterom, bez mała herosom. Kiedy - nie umniejszając heroizmowi wielu ludzi - tamte lata miały też inny posmak. Inny na wsi, inny powiedzmy w Dzierżoniowie, gdzie lada moment miała paść "Diora" a inny w garnizonowym miasteczku między Opolem a Wrocławiem.
Sam nie pamiętam kiedy zniesiono kartki.
I kiedy wprowadzono nam rozporządzeniem religię do szkoły, co nas jednak trochę wkurwiło, mimo że z księdzem na wycieczce żyliśmy na luzie. Nie było wrogości.
Jakaś dziewczyna napisała, że pewnie gdyby wtedy żyła, marzyłaby o dyskotece w sobotę w remizie, gdzie podrywali by ją miejscowi pakersi z tanim piwem w ręku, pokazując swoje odpicowane "polonezy".
Była próba konkretu, ale - pewnie się nie spotkamy, to napiszę ci tutaj - na pewno nie byłoby taniego piwa, bo chodziło raczej tanie wino a o ile pamiętam "Polonez" to był jednak kawałek samochodu i ani w 1989 ani 1990 młody człowiek nie mógł sobie na niego pozwolić. Koniec lat 80-tych to raczej era kultowych motorowerów typu "Simson".
Brnę dalej, czekam na jakąś gwiazdkę, epifanijny błysk ze szczeliny.
Przypominam sobie te lata. Martwe twarze rozstrzelanych państwa Causescu, Jelcyna na czołgu, pokryte chmurami wybuchów wzgórza wokół Vukovaru, a potem gehennę Sarajewa. Pamiętacie jeszcze, że świętej pamięci Mazowiecki, nazywany w Polsce "żołwiem ninja" miał jednak dość charakteru żeby zrezygnować z funkcji specjalnego wysłannika ONZ do Bośni, w geście protestu przeciwko bierności Europy i świata? Manhatany w każdym mieście. Szczęki, szczęki i targowiska gdzie można było kupić wszystko. Kasety, zalew kaset, bez praw autorskich dzięki którym poznałem gigatony muzyki. Wyjazdy autostopem, z namiotem, w chińskich trampkach, które rytualnie paliliśmy na koniec sezonu w ognisku w parku albo czyimś ogródku.
Tyle jeszcze miało się zdarzyć a tu tylko Havel, Wałęsa, Jaruzelski, Hoenecker, Helmut Kohl a jak Mur Berliński to bez skojarzenia z Brodskim i jego wierszem i bez skojarzenia z Floydami i "The Wall".
Jeżeli naprawdę tylko tyle zostało po tamtym przełomie epok w waszej świadomości to naprawdę się boję i o wolność i o Europę i o Was. Wraz z innymi drobnymi statystami przestajemy być żywą tkanką. Stajemy się skamieliną, kolejnym Leninem w szkolnym hallu, któremu się przycierało nos na szczęście idąc na sprawdzian z rosyjskiego czy tam przysposobienia obronnego.
Naprawdę. Boję się o tę Waszą Europę.

***
i zaraz potem...

***
[Tybet, Tybet. Wrocław, Wrocław. Po słowie]
Dzisiaj zostałem zaproszony do gabinetu Prezydenta Wrocławia na wręczenie stypendiów artystycznych. Miasta Wrocław. Był Prezydent, dyrektorzy, pracownicy i szesnastka stypendystów i stypendystek. Ja w tej szesnastce. Jednak chyba jako ten pomniejszy i skromniejszy projekt i jego autor. Zamierzenia i osoby wokół zebrały się fascynujące i - no chyba tak trzeba powiedzieć - wielkie.
I zanim dyplom - słów kilka było o każdym projekcie, o dorobku, o osobie, a potem osoba wstawała, reszta biła brawo i Prezydent wręczał dyplom. Naprawdę spoko. Nie wiedziałem czy po wręczeniu dyplomu będzie jeszcze okazja, więc kiedy wypadła moja kolej wstałem, uścisnąłem prawicę, w lewicę chwyciłem dyplom i zapytałem Prezydenta czy ja też mogę mu podarować prezent, że żona pakowała, a garstka obywateli i obywatelek miasta Wrocław upoważniła mnie do dokonania takiego gestu. Że od lat stajemy z Obywatelskim Pocztem Honorowym Wolnego Tybetu pod oknami Pana Prezydenta bo 10 marca, w świętym dniu dla Tybetańczyków i Tybetanek nie ma tej flagi na masztach przed Urzędem Miasta i że może Pan Prezydent nie ma tej flagi, więc my tutaj chcieliśmy podarować jedną, z zasobów naszej grupki i może w przyszłym roku by Pan, albo podległy Panu urząd włączył się w ten gest solidarności z Tybetańczykami i ich przywódcą duchowym, Jego Świątobliwością Dalaj Lamą, Honorowym Obywatelem Miasta Wrocławia.
Jakoś tak wyszczekałem raz dwa, jak ostrzeżenie że każdy lek niewłaściwie zastosowany może zagrażać Twojemu życiu lub zdrowiu.
No nic. Szklanka zimnej wody, spokój, wychodzimy, żegnamy się. Prezydent powiedział, że daje słowo, że jakoś się włączy, żeby dać znać, że on pamięta, że to wiosną.
- Czy mogę się powołać na naszą wymianę zdań? - zapytałem. Potwierdził, skinął głową, uścisnął grabę jeszcze raz.
ja jestem z tych, co słowa biorą poważnie, także mam zamiar wrócić do sprawy niebawem.
PS. Flagę dał mi na szczytny cel Adam Witas. A pakowała żona, naprawdę.

***
I tyle na niedzielę.

Komentarze

Popularne posty