Nowy Napis, stare gacie (sobota)


 


25 września 2021, sobota


Trzeci dzień temperatura powyżej 38, węzły chłonne napuchnięte tak, że trudno dotknąć szyi, a ja idiota myślę sobie, ilekroć mnie bierze niemoc zdrowotna, o, poleżę sobie wreszcie, nadrobię lektury, popiszę coś. Ale kiedy mam powyżej 38 nic nie jestem w stanie czytać, nie mówiąc o pisaniu, bo tylko leżę i zapadam w maligny, zwane snem. Jak to homo sapiens. 

Zaległości lekturowych jest masa, ale z ulgą odkładam na bok, na stertę książek do wywiezienia do "Niszy" kolejny, dwutomowy (sic!) numer "Nowego Napisu". Tak, wysyłają mi każdy kolejny numer wraz z towarzyszącymi mu wydawnictwami. Mieszane uczucia związane z początkami działalności tego pisma, delikatnie rzecz ujmując przeszły u mnie w obojętność i wreszcie w irytację. 


Idzie na ten "Nowy Napis" masa publicznych pieniędzy. Musi iść skoro stać ich na finansowanie takich dodatkowych wydawnictw jak ostatnia reedycja znakomitej skąinąd powieści Antoniego Libery "Madame". Na przykład. Nakład tego wszystkiego podobno 9 tysięcy sztuk, ale spokojnie, wiozę do biblioteki, mówię, chyba macie a dziewczyny mówią że nie, nie mają. Miejska biblioteka w powiatowym mieście. To kto dostaje te 9 tysięcy egzemplarzy? Gdzie one są? Kto je czyta?

Miast jest w Polsce 900, gmin ponad 3200, Nowy Napis ma nakład podobno 9000, no to jak to jest? Gdzie on jest, lub nie jest dostępny i dlaczego? Skoro stać redakcję, żeby co numer wysyłać mi komplet materiałów tylko dlatego, że u początków pisma podałem tam do druku szkic o Julku Gabryelu, którego nikt inny nie chciał wielki, z Pismem i Dwutygodnikiem na czele - to dlaczego nie ma tego pisma w każdej bibliotece miejskiej i gminnej?

Pomijam już, że przy piśmie i Instytucie miał powstać sklep z poezją. Hoho. Pytałem naszych autorów, kto by chciał żeby jego książki tam były. Jedni chcieli, inni nie chcieli. Ja sam nie chciałem, ale rozumiem, że część autorek i autorów nie miałaby nic przeciwko. No dobra, wysłałem tam te książki, podpisaliśmy umowę na dystrybucję niemal dwa lata temu. Pytam się w grudniu czy przez dwanaście miesięcy coś sprzedał Wielki Instytut Literatury imienia Józefa Marii Ruszara, odpowiadają, że nic niestety bo pandemia. Ki diabeł, myślę, inni dystrybutorzy co miesiąc coś sprzedają, nawet ci najmniejsi, a tutaj nic. Napisałem znowu w lipcu kolejnego roku, napisałem we wrześniu - cisza.

Ale już zostawmy te wyliczenia, z których wynika, że ten cały Instytut Literatury Józefa Marii Ruszara to trochę dobre chęci, trochę bruk, który nieźle te chęci wchłania a trochę wyciskarka szmalcu dla tego, komu się należy. No bo wiem skądinąd, że są ludzie, którzy piszą dla "Nowego Napisu" skromne objętościowo rzeczy krytyczno-literackie rok i lepiej, ale przez ten czas mają za to płacone. Nie wiem ile, ale wystarczająco jak widać, by pisać rok i dłużej i o życie się nie martwić. Honorarium w Nowym Napisie za zestaw wierszy 500 złotych na rękę. Za esej więcej. Nie wiem ile za recenzje dla internetowej wersji pisma. Wszystkim kolegom i koleżankom w trudnej sytuacji materialnej polecam zawsze i radzę - masz dzieci na utrzymaniu, nie masz za co czynszu zapłacić czy prąd ci chcą odciąć - napisz do NN, no trudno, odkujesz się raz dwa. Ale nie wszyscy piszą. Są tacy co nie mają kasy ale do NN i tak nie wezmą. Chociaż ja uważam, że ci akurat by mogli swobodnie skorzystać z chwilowej hojoności publicznego mecenasa. A z kolei są tacy co mają hajs, nie mają rodzinnych zobowiązań i takich tam a od Ruszara i tak biorą.

Ale to zostawiam, powiadam. Złość budzi ostatnio we mnie ta tragiczna forma pisma, która sprawia, że nawet gdyby wszystko było w porządku i było to pismo, oraz towarzyszące mu wydawnictwa byłby kolportowane, produkowane uczciwie - to i tak byłoby skazane na klęskę. 

Dwa tomy, po kilkaset stron każdy, w formacie książkowym, z - momentami - 2/3 strony zajętymi przez przypisy, niczym w pracach naukowych. Naprawdę komuś się wydaje, że ktoś weźmie takie pismo ze sobą do pociągu albo na weekend w górach? 

Żadnych ilustracji, skład i łamanie tekstu jak w książce, brak podziału na kolumny. Krytyka literacka ostentacyjnie oderwana od jakichkolwiek nowości wydawniczych. Żadnych ogłoszeń, notatek z życia literackiego. Po prostu dwie, ciężkie cegły mniej lub bardziej udanych tekstów. Taka antologia wychodząca raz na trzy miesiące. Do postawienia na półce, bo ładnie wypełnia pustkę.

Tego naprawdę nikt w 2021 roku nie potraktuje jak pismo, które chce się wziąć do ręki. A co dopiero przeczytać.

Pismo literackie powinno dać się zmieścić w przeciętnej torbie, plecaczku studenckim czy licealnym i nie powinno tam za dużo ważyć. Powinno mieć ładną okładkę, z normalną winietą u góry okładki, która powoduje, że rzucone z innymi pismami na wystawkę kiosku czy empiku jednoznacznie anonsuje swoje istnienie wszelkimi informacjami mieszczącymi się w górnej 1/6 okładki. Bo tyle okładki w kiosku, saloniku wystaje najczęściej. 

I z tyłu powinien być czytelny dział recenzji, ogłoszeń, felietonów. Kiedyś od tego zaczynało się lekturę pisma literackiego - od końca. I powinien być lekki, inteligentny, czytelny skład. Oczywiście z obrazkami. Z wywiadami, które są przetykane fragmentami tekstów. Zdjęciami ludzi i rzeczy o których się mówi.

Wtedy jeszcze szansa byłaby. Nadzieja jakaś.

A na razie jedyna nadzieja w tym, że w nowym numerze "Nowego Napisu" pomieszczono tekst niejakiego Ryszarda Terleckiego, marszałka Sejmu, niegdyś hipisa, pseudonim "Pies", zatem w kategorii "Odjazd" - redakcja ma jeszcze jakieś szanse.

Ale świat odjeżdża coraz szybciej.



Komentarze

Popularne posty