Upadło. Kanał (niedziela)


 


3 października 2021, niedziela

Niestety, nie piszę tego, co być może powinienem, a zarazem mam głębokie poczucie, że piszę dokładnie według powinności. To wszystko na fejsbuku, w glątwie doraźności. Tutaj chciałem zachować luźniejszy tryb myślenia, swobodniejszy, mnie dotkliwy, chociaż w najgłębszym moim przeczuciu, nie ma teraz na to miejsca.

Ale spróbuję. Otóż dzisiaj chciałem napisać, że przez całe lata zbierałem dziesiątki książek, setki artykułów o Powstaniu Warszawskim, ale nie obejrzałem "Kanału"  Wajdy. Do wczoraj.

Obejrzałem wczoraj. Pomyślałem, że tak zamknę 63 dni czuwania w tym roku. 

W pierwszym odruchu, po wyłączeniu odtwarzacza, pomyślałem, no cóż, lata minęły, zmienił się język sztuki filmowej, wiedza o Powstaniu także - a film przestał się bronić.

Starałem się pozostawać maksymalnie życzliwym pamiętając, że pierwsza monografia o Powstaniu ukazała się w tym samym roku, w którym "Kanał" wszedł na ekrany, czyli w roku 1957, zaledwie 13lat po, więc skąd niby Wajda miał mieć pewną wiedzę. Z drugiej strony - żyli świadkowie, to wszystko było szalenie bliskie.

Wiele mnie w tym filmie rozdrażniło. Na przykład nienaganne, chociaż zawadiackie umundurowanie Powstańców, czyste bluzki i koszulki po 56 dniach Powstania. Rewelacyjne uzbrojenie, każdy Powstaniec ma nie tylko sztukę broni długiej ale i pistolet i to swój, własny, a nie, jak to często bywało, przypisany do placówki, barykady.

Tak, normalnie po zejściu z dyżuru bojowego zdawało się też broń. Broń była przypisana do miejsca bo było jej mało.

A amunicji jeszcze mniej.

I cisza tam na powierzchni, mimo, że mówimy o szturmie Mokotowa. A przecież już dzień przed szturmem i potem cały czas słychać było dźwięk jaki wytwarza przemieszczające się wojsko - motory, gąsiennice, artyleria, samoloty. 

Używanie bez przerwy lornetek, jako atrybutu dowódcy, w mieście, nie wiadomo po co.

Strzelanie ogniem ciągłym, osłonowym do nie wiadomo czego, bez szansy na celność - to także rzadko się zdarzało. Powstańcy byli znanie z tego że oszczędzali amunicję, jak strzelali to żeby zabić. Stąd były w raportach informacje o tym, że w Warszawie inaczej niż w zwykłej bitwie, więcej było zabitych niż rannych a ranni najczęściej po stronie niemieckiej byli ranni ciężko, w głowę, korpus.

I w tym kanale podejrzanie było dużo widać, ja wiem taka poetyka, jakby miało być tak jak w prawdziwych kanałach, to by nie było filmu, bo by nie było nic widać. 

A jeszcze pułkownik z kwatermistrzostwa w nienagannym mundurze z 1939 roku z orderami przypiętymi, kto to widział? "Bór" chodził w płaszczu, Komendant Główny AK, a tu nagle jakiś pułkownik  kanale w mundurze z rogatywką?

Technika walki miejskiej - szalenie umowna. Scena gdzie strzela się z PIAT-a do niemieckiego czołgu przekomiczna - gromadzą się wszyscy w oknie, jeden na drugim, idealny cel - po minucie nikt nie powinien być żywy. W mieście strzelało się z głębi pomieszczeń, nie wychylało się z okien, bo po co. 

No i telefony. Coś mi mówi, że nie działały w Warszawie żadne telefony skoro komunikacja między na ten przykład Starówką a Śródmieściem odbywała się za pośrednictwem Londynu. Drut telefoniczny przeciągnięto, był gotowy do użycia, ale 2 września, kiedy Starówka upadła.



Tyle detale. 

Potem pomyślałem sobie, że na ten film trzeba patrzyć inaczej. Jak na alegorię. Jak na kolejny obraz Jacka Malczewskiego. Awers "Melancholii" może. Czy to przypadek, że błądzący w kanałach trafiają na napis "Kocham Jacka"? I że jeden z głównych bohaterów to właśnie Jacek? 

Tam gdzie mój literalny umysł domagał się prawdy historycznej, jej imitacji, bo przecież nie odtworzenia, bo to niemożliwe ani wtedy, ani chyba teraz - tam był obraz. Tenże sam pułkownik z kwatermistrzostwa spływający kanałem jak zjawa to przecież tamta Polska, która tutaj, w Warszawie znalazła swój ostateczny grób. 

Poza tym w całym filmie nie pada ani jedno słowo o Armii Czerwonej, która przecież była już u bram i tak bardzo chciała pomóc. Nie ma wypisów z politycznej poprawności tamtych czasów, że zdradzieckie elementy kierownicze zmanipulowały prostych, dzielnych ludzi. Jest rodzaj prawdy, ale nie historycznej a egzystencjalnej.

No i kadry, które weszły do obiegu, które zostały jako emblematy. Właśnie z "Kanału" Wajdy a nie innych filmów, nawet jeżeli filmowi brakuje dzisiaj tempa, suspensu, wydaje się trochę patchowrkiem, posklejanym z kadrów. I ta gra aktorska, no cóż, daleka od dzisiejszej ekspresji. 

Nie jestem teoretykiem aktorstwa, ale to się czuje, że się grało inaczej, inaczej budowało domyślny dramatyzm postaci i sceny.



Może skoro było tak blisko do wydarzeń, o których film traktował nie była potrzebna dosłowność, wystarczała alegoria, bo wszyscy i tak mieli to na świeżo. Nie wiem.


Tak. Nie wiem. To mój stan. 

Dobry stan. 


Zmusza do myślenia.


Komentarze

Popularne posty