Nowa Transmigracja. Innych życzeń noworocznych nie będzie (wtorek)

 



28 grudnia 2021 (wtorek)

Maria zdawała się najbardziej barwną i rozświergotaną ptaszyną w grupie seminarzystów i seminarzystek Pani Profesor. Jakby paw, co tydzień rozkładała swój barwny ogon i potrząsała nim lekko, żeby barwy ładnie zaczęły opalizować. Wydawało się, że nagle byliście potrzebni wyłącznie jako publiczność dla jej popisów na drążku.

Przeniosła się do was z Warszawy, bo tam nie mogła sobie znaleźć miejsca. Nie wiadomo było dokładnie dlaczego. Tak mówiła, że nie mogła się dogadać z żadnym promotorem. I to było mocno niejasne. Do czasu. I te jej przyjazdy to była część czułego performensu. Przyjeżdżała zawsze na seminarium z walizeczką na kółkach, zawsze w widowiskowej chuście, płaszczu, jakby prosto z peronu, jeszcze owiana pędem ekspresu. Chociaż, teraz to rozumiem, przecież skoro przyjeżdżała z walizeczką to jakby z zamiarem nocowania,  a nie wiadomo dlaczego, mając, jak twierdziła, wyłącznie seminarium? Przecież mogła przyjechać i wyjechać. A nawet gdyby nie miała innego wyjścia, tarabanienie się z bagażem do ciasnego gabinetu seminaryjnego było jakieś bez sensu. Ty na przykład zawsze zostawiałeś plecak na portierni, w kanciapie u Aleksa, no gdziekolwiek, żeby tylko nie blokować i tak problematycznej komunikacji wokół stołu gęsto obstawionego biurkami, książkami, stosami papierów. Maria dbała widać by było jaskrawym, że oto właśnie przybyła specjalnie, że jest, że jechała cały dzień i oto dotarła. Trafiła do was bodaj pod koniec drugiego semestru seminarium, kiedy już każdy z was jakoś przedstawił już swój pierwotny zamiar, uzasadnił go, wskazał literaturę, na której chciałby się oprzeć i obronił samą koncepcje magisterium. Bo Pani Profesor mimo, że uchodziła za postać z innego świata już na wstępie powiedziała zdanie, które zupełnie niespodziewanie ustawiło relacje w grupie i relacje z Nią:

- Mili Państwo, pamiętajcie, że nawet pisząc teoretyczną, dyskursywną pracę z psychologii ogólnej, należy mieć na uwadze, że każde słowo powinno mieć odniesienie do jakiegoś problemu faktycznego, mieć implikacje praktyczne. Nie chodzi o to, żebyście lepiej lub gorzej napisali pracę, którą zakończycie proces zdobywania papierka, ale naprawdę spróbowali się zmierzyć z czymś, co stawia wam wyzwanie, co wydaje wam się ważne i żebyście siebie i nas tutaj przekonali, do tego, że temat, który chcecie podjąć jest takim tematem, istotnym, ważnym, mający praktyczne znaczenie, mającym znaczenie dla przeciętnego człowieka, tam za oknem instytutu. Nie możecie u mnie sobie tylko bajać w obłokach i koncepcjach. W centrum naszej refleksji będzie osoba ludzka, jej dylematy, dramaty, realne wyzwania jakim musi stawić czoła.

Zatem mimo tego, że prace u Pani Profesor można było napisać i obronić bez prowadzenia żmudnych ilościowych badań, bez godzin prześlęczanych nad jakimiś mniej lub bardziej durnymi kwestionariuszami czy programami do obróbki statystycznej – nie zapowiadało się to specjalnie łatwo. Pani Profesor nie unosiła się pół centymetra nad ziemią, jak mogłoby się zdawać, gdy się na nią patrzyło kiedy szła pooglądać książki w księgarni „Hetmańskiej”. Pani Profesor była jednak z tej ziemi. To stało się jasne jakiś czas później, kiedy nie wyrzuciła z seminarium Piotra, chociaż w zasadzie powinna była to wówczas zrobić. Piotr przychodził na zajęcia czasem po ostrym sztachu i bywało, że zachowywał się niedorzecznie. Za jednym z takich właśnie razów Pani Profesor wciągnęła go jednak w jakiś rodzaj rozmowy o ile rozmowa, z człowiekiem w stanie Piotra była możliwa. Domagała się w niej szacunku dla siebie i innych okazywanego elementarnym skupieniem i koncentracją na zajęciach i usiłowała zrozumieć przyczynę dla której inteligentny, młody człowiek zachowuje się na wskroś nierozumnie. Może nie wiedziała, że jest pod wpływem zioła, a może wiedziała, ale roboczo uznała, że będzie udawała, że nie wie. No bo gdyby było inaczej, może musiałaby Piotra rzeczywiście wyrzucić. Mówiła zatem coś łagodnym tonem, ale stanowczo, robiła pauzę, zadawała pytanie, znowu pauza, a kiedy odpowiedź ze strony Piotra nie przychodziła, znowu zaczynała nadawanie. Jakby była radiostacją admiralicji wywołującą dawno zatopiony okręt podwodny. Niestrudzenie, bo wiadomo, że jeżeli zaprzestanie tego trudu, trzeba będzie uznać okręt i ludzi – za stracony. A ona nie chciała go uznać za straconego. W końcu Piotr mruknął pod nosem, niby do siebie, ale przy stole, przy którym siedziało dziesięć osób, zatem trudno było nie usłyszeć:

- Dobra, przecież cała ta psychologia i tak nie ma sensu – po czym zwiesił głowę i wyglądał jak zmoknięte zwierzę, może nawet pies, gotowy na to, że zaraz zostanie wyrzucony za drzwi.

- Nie wiemy tego – powiedziała Pani Profesor cicho, ale wyraźnie – rzeczywiście, można popaść takie myślenie, że coś nie ma sensu. To w sumie bardzo łatwe. Zwalnia z wysiłku. Bo wszystko naokoło zdaje się przekonywać, że to co się robi, co się postanowiło miesiąc, dwa miesiące albo rok temu, że się będzie robić – jest jednak bez sensu.

Tutaj przerwała, ciągle patrząc przez grube szkła okularów i spod uniesionych brwi na Piotra, który przechodził zapewne fazę tak zwanej zwały, która nieuchronnie przychodzi po fazie hipomaniakalnej. Może w nim coś dostrzegała, co kazało jej mówić, co nie pozwalało jej wyrzucić Piotra na zbity pysk. Bo rzeczywiście w postaci Piotra – skoro mówimy o zbitym pysku – jak już zostało powiedziane - było coś z psa, z psiej szczerości i prostolinijności. Chciało mu się wybaczyć wszystko, cokolwiek by zrobił, skoro tylko przyszedł nasz, mój, twój zaginiony spanielek, upierdolony w błocie, z frędzlami przy uszach, ale przecież wrócił, bywał w plugawej stronie, ale przyszedł, merda ogonkiem, patrzy spode łba, czy przyjmiesz go znowu, dasz michę, a ty, że pewnie, chodź no tutaj, gdzie to łapki były, gdzie się rzepy nawczepiały w psie futerko, no chodź, chodź tutaj.

- Coś Panu opowiem i Państwu przy okazji też, czego większość z was o mnie nie wie – zaczęła po pauzie Pani Profesor w wielkim koku siwych włosów na głowie, a sama drobna taka, że sięgała tobie do ramienia. Bez koka siwych włosów.  – Ale proszę państwa o daleko posuniętą dyskrecję, jeżeli chodzi o to, co powiem. Od kilku lat nie tylko wykładam na uniwersytecie, ale też pracuję w jednym z ośrodków dla ludzi bezdomnych. I też mam czasem poczucie, że to co robię nie ma sensu. Nie umiem wyciągnąć z tego kryzysu człowieka, wkładam w te pracę, w ten wolontariat mnóstwo dobrej woli i energii, ale widzę, że mimo tego ludzie wymykają mi się z rąk. Wyciągam ich na dzień, dwa, tydzień i znowu znikają. I kiedy taki człowiek przychodzi znowu, czasem po wielu tygodniach albo i miesiącach nie mycia się – trzeba go rozebrać, umyć, oczyścić z brudu i nieczystości jakiej sobie nie umiecie państw wyobrazić, ale uczciwie przyznam, że ja też nie umiałam sobie tego wyobrazić. Jak widzicie nie jestem wielka, ale czasem muszę umyć takiego mężczyznę, faceta, który jest większy ode mnie dwa razy i mówiąc oględnie nie zawsze współpracuje bo jeszcze jest często zamroczony, albo chory, albo wyczerpany, skrajnie zniszczony życiem na ulicy, podłymi używkami. I też się zastanawiam czy to ma sens, i często myślę, że nie, bo przecież nic innego nie robię, tylko daję mu dzień, dwa poczucia bycia czystym, wolności od smrodu, swędzenia, bólu. Miewam wtedy momenty, kiedy myślę, że to nie ma sensu, że to łatanie dziur w łodzi, która jest dziurawa jak sito. I nie mam dla państwa żadnej pocieszającej wieści. Nie ma w mojej powieści żadnej budującej serce puenty, że miałam załamanie, ale przyszedł taki bezdomny i powiedział coś, co oświetliło mi resztę moich doświadczeń jak snopem jasnego światła. Nic takiego mi się nie zdarzyło w tej mojej darmowej pracy, o której mało kto wie, i prosiłabym was, jako moich magistrantów jeszcze raz o zachowanie daleko posuniętej dyskrecji w tej kwestii, ale – tutaj znowu zawiesiła głos wpatrując się intensywnie w Piotra, który trwał  nad stołem, zgięty jak żuraw nad studnią. – ale namawiam państwa do wytrwałości bez oczekiwania jakichś wielkich nagród i olśnień, zachęcam was do wytrwania, do bycia w męstwie, albo do męstwa w byciu.

Komentarze

Popularne posty