Scenariusze niewymuszonych wzruszeń. Maus i ser. (czwartek albo piątek)



4 lutego 2022, piątek

Napisałem to w nocy, ale coś amba zjadła zanim opublikowałem, a nie skopiowałem tekstu, także dopiero teraz, odcinek piąty.

Zaczyna się wszystko w filharmonii czy innym centrum muzyki, gdzie lokalna elita ducha i umysłu, klasy i kasy, finansów jak i intelektu zażywała właśnie kąpieli wśród dźwięków muzyki zacnej. Niewątpliwie był to koncert muzyki klasycznej, z przewagą soundtracków do "Gwiezdnych wojen" oraz "Kota w butach", z nienachalną przewagą kompozycji Johna Williamsa, sponsorowany przez RMF Classic. Wszystko to razem dawało poczucie uczestnictwa w kulturwie zebranej śmietance, która stanowiąc zaledwie nalot kilku procent społeczeństwa, zachowywała się jakby była ściętą co najmniej 30% śmietaną, taką co do mam do zupy pomidorowej dawała. Ale przecie uczestniczą. Są, słuchają, biją brawo po każdym numerze jak na stadionie.
I nagle, kiedy orkiestra gra bis, a po bisie jeszcze jeden bis - zdaje się że nieśmiertelny temat z "Das Boot" autorstwa Klausa Doldingera i publiczność nie może się powstrzymać przed włączeniem się w numer intonując na przydechu murmurando takie, wiecie:
- tadadadadadaaa tadadadada tadadadadadadaaaaaaaaa
Wtedy właśnie w pierwszym rzędzie wstaje facet w długim , czarnym , błyszczącym płaszczu, rozchyla poły, a pod nimi widać cały arsenał giwer, rzuca na scenę wielką, ciężką torbę i zaczyna krzyczeć na całe gardło:
- Seeeeeer! Więcej sera! Dawać mi ser!
Na sali wybucha panika, muzycy porzucają instrumenty, facet zaczyna strzelać na postrach w sufit i ściany, pękają lampy, iskrzą tablice bezpieczników, kobiety piszczą, faceci nie piszczą a nad wszystkim klekot składanych krzeseł, gdy facet pruje nadal z jakiego mini-uzi ponad głowami widowni i ryczy na cłe gardło:
- Sera dawać mie! Sera!
Ostatecznie po kilku chwilach zamieszania na sali zostaje kilkadziesiąt osób. Facet wyciąga je spomiędzy foteli i popycha w stronę sceny gdzie widocznie chce je wszystkie zebrać. Ciągle coś o tym serze. Wyciąga komórkę, wykręca numer najbliższego komisariatu policji, gdzie zbiera się już sztab kryzysowy, a kiedy negocjator po drugiej stronie podnosi słuchawkę ryczy do niej znowu, jakby coś mu się przypomniało, jakiś ból, upokorzenie:
- Sera! Dawać mi sera! Więcej seraaaaa!
Negocjator wyjaśnia, że jest późno, wszystkie sklepy z serem są zamknięte i zebranie takiej ilości sera zajmie trochę czasu, apeluje do wyczucia realności zamachowca. Zrozum, mówi, robię co mogę, może gdyby wystarczył twaróg, sam twaróg, pomyśl o tym, kilka ton twarogu? Nie byłoby to lepsze? Może lepszy twaróg w garści niż Camambert na dachu, co? Ale odpowiedź przychodzi zaraz i nie jest po myśli negocjatora. Zamachowiec nogą rozchyla boki torby i robi zdjęcia komórką. W torbie jest pomalowana na żółto bomba zegarowa, na oko z 15 kilogramów semtexu z detonatorami.
- Sera - mówi niemal spokojnie do telefonu facet - sera, sera, ser
Mijają godziny. Wszyscy są wykończeni. O północy zajeżdża pierwsza furgonetka z hurtowni serów francuskich. Chronieni kamizelkami kuloodpornymi funkcjonariusze oddziału antyterrorystycznego układają sery przed wejściem do filharmonii. Negocjator proponuje "Mausowi", jak go zaczęli wszyscy nazywać, żeby wyszedł do okna i zobaczył czy tyle wystarczy. Ale Maus wyczuwa podstęp, wie że chcą go odciągnąć od zakładników, wystawić w oknie na cel snajpera, więc syczy tylko do słuchawki:
- Dużo sera. Ser do środka. Ludzie ze środka.
Negocjator tłumaczy, że większe dostawy były przewidziane w przyszłym tygodniu, hurtownie są puste, że jadą sery z głębi kraju, ale musi wykazać cierpliwość i trochę dobrej woli. Maus jednak rozłącza się. Następują znowu długie chwile pełne napięcia. Co chwila słychać strzały ze środka budynku. Ale nie ma informacji o ofiarach. Widać Maus tylko straszy.
Wreszcie o czwartej rano, w godzinie najgorszego samopoczucia i największej senności pod filharmonię zajeżdżają dostawy. Nikt już nie układa sera w żadną strukturę. Kręgi, kliny, opakowania miękkie i sztywne usypują się w wielki wał. Sery żółte, topione, dojrzewające, białe, twarde, miękkie i niemal te płynne. To wszystko na raz. Zza rogu wyjeżdża pluton maszyn saperskich typu "Bożena-4" i lemieszami spychają to wszystko w stronę wejścia budynku. Sery przez chwilę zatrzymują przeszklone drzwi, ale napór dwóch maszyn "Bożena-4" sprawia że szyby pękają z hukiem.
Hałas budzi przysypiającego Mausa i jego zakładników siedzących w kucki pośród rozrzuconych instrumentów, resztek papieru nutowego i powywracanych krzeseł. Maus marszczy nos jakby coś poczuł. Marszczy czoło. Wykrzywia usta w grymasie tak, że widać już wyraźnie jego górne, lekko zbrązowiałe zęby. Zdaje się, że widać nawet jakby ruszał koniuszkiem nosa w lewo i prawo.
- Ser - mruczy i powtarza głośniej - ser, ser! Dużo sera! Jest ser! Masa sera! Masa sera!
Podrywa się na równe nogi i nie zwracając uwagi na zakładników i bombę zaczyna biec przeskakując rzędy krzeseł na widowni. Wpada do foyer i widzi jak w jego stronę przesuwa się niczym wypiętrzona fala morska wał serów.
- Ser! - krzyczy i biegnie jej na spotkanie. Na chwilę przystaje zachwycony przed żółto-pomarańczowo-białym piargiem, na tyle długo, że wystarcza to snajperowi zaczajonemu między eklerami oraz pączkami w cukierni naprzeciw chwycić jego sylwetkę w środek celownika.
Rozlegają się trzy krótkie stuknięcia zamka, a zaraz potem słychać trzy plaśnięcia i widać jak od korpusu Mausa odrywają się trzy koreczki mięsa, a ten natychmiast zaczyna przeciekać na czerwono i z donośnym, czwartym plaśnięciem pada pomiędzy sery.
Natychmiast ruszają zespoły szturmowe. Dwa bocznymi wejściami dostają się za kulisy sceny i idą ku zakładnikom. Trzeci idzie od frontu, powoli z odbezpieczonymi automatami w stronę wejścia głównego zawalonego serami. Obchodzą zwał i widzą jak w kałuży krwi i wody spod ricotty leży on. Trzyma dłoń przy ustach. Twarz wykrzywia grymas bólu i zawodu. Podchodzą do niego powoli. Po ciele Mausa błądzą czerwone znaczniki celowników laserowych. Słychać, że coś mówi ostatkiem sił. Są coraz bliżej. Odsuwa dłoń od ust i widać, że próbuje żuć twardy kawałek litewskiego sera Dziugas. Słychać jak szepcze na granicy słyszalności, niewyraźnie, bo resztki sera mu przeszkadzają.
- Ja pierdolę... z tego całego...yyyych... zamieszania... zapomniałem... zapomniałem... eeeee.... przecież... przecież.... ja .... ja ... w sumie ... nie lubię sera...

Komentarze

Popularne posty