Z głową na karabinie (poniedziałek)
4 kwietnia 2022, poniedziałek
„[…]
I mnie przecież jak dymu laska
wytryskała gołębia młodość;
teraz na dnie śmierci wyrastam
ja – syn dziki mego narodu.
Krąg jak nożem z wolna rozcina,
przetnie światło, zanim dzień minie,
a ja prześpię czas wielkiej rzeźby
z głową ciężką na karabinie.
[…]”
(Krzysztof Kamil Baczyński, „Z głową na
karabinie”)
1.
Pytanie jak można pisać wiersze gdy w nocy budzi cię huk eksplodującego „Iskandera”
gdzieś blisko, lecą szyby z okien? Albo gdy już nie ma okien, z których mogłyby
lecieć szyby, bo miałeś pecha trafić do Buczy, Irpienia, Hostomela, Konotopu,
Sum, Charkowa, Czernihowa. Albo tego miasta, które zapisze się krwawym kłębem w
dziejach tego stulecia – Mariupola. Zaraz obok Aleppo. Tak można się pytać,
kiedy się jest daleko, wiedzie się syte, spokojne życie, kiedy ma się jeszcze
siłę, czas i przestrzeń wzruszać losem innych, kiedy gwizd kul nad głową nie
zawęża ci pola widzenia świata do twojej głowy w hełmie albo i bez. Tak można
pytać, w kraju gdzie już i tak prawie nikt nie czyta czegokolwiek, gdzie
nakłady książek z poezją sięgają maksimum kilkuset sztuk, a i tak połowa
zostaje u wydawcy albo autora, autorki na podłodze, upchnięta w garażu, pod
łóżkiem, w szafie. Bo jest szafa, łóżko, garaż, dom. Ale kiedy zamiast pytać
zajrzysz do Borysa, Olafa, Jaryny, Hałyny, Oksany, Jurija Lesyka – zobaczysz,
że oni nie mają takich pytań ani wątpliwości. Zobaczysz, usłyszysz – dzięki Internetowi,
który stał się tak oczywisty, że aż przezroczysty - kadry ich świata. Rozbite
okno, okop kopany w wiosennym błocie, śniadanie na kwaterze – magazynek, kawa,
jabłko, kartka papieru. Zobaczysz twarze ich zaginionych, zabitych, utraconych
bliskich, kolegów, towarzyszy broni. I przeczytasz w nieudolnym przekładzie Google’a
albo Facebooka słowa, które nie będą się układały w mowę potoczną, wyczujesz
to, bo rytm zdania będzie inny i nawet w koślawym tłumaczeniu wyczujesz
niezwyczajny sarkazm, nadzwyczajną czułość, dotkliwy ból, gniew, wściekłość,
rozpacz i determinację, której nie da się zmierzyć. Bo gdyby istniały mierniki
determinacji – skończyłaby się im skala, wskazówki rozpryskiwałyby się na
drobne, sprężyny trzymające wskazówki rozwijałyby się jak wstążki. Tego nie
udźwignie ani mowa codzienna, ani suchy dźwięk słów analityków rozważających
czy teraz lepiej szkolić lekką piechotę do walk ulicznych czy jednak czołgi,
artyleria i drony mają większy udział w tym niezwykłym spektaklu. Poznasz zatem
nawet w tym nieudolnym tłumaczeniu algorytmów, że piszą raz po raz coś co mimo,
że może nazywać się inaczej – jest wierszem, jest poezją. Wiersz? Serio?
Poezja? Okazuje się, że tak. Jest coś głęboko poruszającego w ich zaufaniu do
wiersza, poezji właśnie teraz. Nie ma w nich tej wyniosłej wzgardy rozumu wobec
brutalności czasu i miejsca, że teraz nie będziemy pisali, bo jest wojna, bo
się nie da. Nie powiedzą ci tego wprost,
ale obserwuj ich, bo dzięki internetowi już możesz. Popatrz, że jest odwrotnie.
Okazuje się teraz i tam jest potrzebny wiersz. W okopach, ruinach domu, w
piwnicy. Tam gdzie wydawałoby się samo myślenie o świecie w którym możliwa jest
jeszcze poezja wydaje się niemożliwe. A jednak.
2.
Próbuję jakoś przeniknąć ten fenomen. Przychodzą mi do głowy tylko obrazy,
sytuacje, nic nie układa się w suchy wykład. Na przykład taki obraz. Kiedyś wiele
lat przed tą wojną jak zapytałem przyjaciela dlaczego nie pisze wierszy, tu i
teraz. Mówiłem, przecież zawsze chciałeś pisać, teraz masz siłę, czas, materiał
i pełnię doświadczenia, która jest potrzebna literaturze. A on powiedział
zdanie z tych, które zostają w głowie u huczą latami, jakby zdanie było sercem
a głowa dzwonem. I jakby przy każdym poruszeniu głową zdanie odbijało się od
ścian dzwonu, głowy.
- Żeby pisać poezję a nie technicznie dobre wiersze trzeba być szczerym,
być w porządku samemu ze sobą.
Zamilkliśmy obaj. Bo co tu mówić. Dwóch facetów, wówczas obaj po
dwadzieścia parę lat, jak ci dwaj rabini, co to jeden wie już wszystko, drugi
też wie wszystko i o czym tu gadać. Siedzieliśmy na ławeczce gdzieś przed
jakimś blokiem w średniej wielkości mieście w Polsce, był ciepły wieczór, on
palił, ja nie. Technicznie sprawny wiersz można napisać. Ale poezja wymaga
podstawowego poukładania się z własną wiarygodnością. Dowód nie wprost, ale
znaczący, jakby komukolwiek brakowało argumentów, dowodów na to, po której
stronie trzeba stać, za kim trzymać gardę.
Gdyby ci zatem brakowało dowodów na to między kim a kim toczy się drugi
miesiąc ta wojna - masz wiersze znad karabinu. Czasem czyjeś, cytowane ale
czasem też swoje, pisane ukradkiem jako status na FB, mrugający ekran komórki,
dzisiejszy odpowiednik niegdysiejszego notatnika, kartki, etykiety z puszki po
konserwach, kawałka mydła, na którym można wyryć wiersz, nauczyć się na pamięć
i zmydlić, żeby nikt nie widział. I jest w tym coś równie poruszającego jak to
ratowanie przez uchodźców psów, kotów, papużek. Zamiast zabrać srebro rodowe,
maszynę do pisania, pierzynę, laptopa - raz za razem ktoś zabiera kota, psa,
ptaszka, świnkę. Życie jest życie. Przyjaciel jest przyjaciel. Byliśmy razem
tam, będziemy tu. A tamci nawet poległych nie chcą zebrać i pochować jak ludzi.
Orki, mówią na nich w Ukrainie. Orki. Jeszcze jedna figura literacka, tym razem
z krainy fantazji, z Tolkiena. Tolkien rozumiał i dobrze znał mity oraz ich
siłę, ale nie przewidział, że stworzone przez niego imaginarium przyda się
znowu. A może właśnie wiedział to, przewidział?
Zatem z tymi wierszami może być podobnie jak ze snem, ze śmiercią we śnie . Człowiek prawy śpi spokojnie w nocy, a
jak umiera to we śnie, bez krzyku agonii, bez szarpaniny, mówiły niegdyś nasze babcie.
Nic nie mówiły o pisaniu wierszy. Ale to może ma coś ze sobą wspólnego, jak
powiedział kiedyś, dawno przyjaciel. Może dlatego poezja nie opuściła Ukraińców
i Ukrainek, że są poukładani ze sobą, z poczuciem własnej wiarygodności.
Chociaż kto wie, może powstaje jakiś dedykowany wojsku federacji poemat o
operacji specjalnej, albo o wzięciu szturmem Mariupola? Może nawet jest
technicznie dobry.
Ale mi zostanie na zawsze już w oczach i uszach recytująca wiersz Jurija
Izdryka - Krystyna Kudriawa w mundurze ukraińskiej Gwardii Narodowej. Tak
zobaczyłem ją na Facebooku.
"kiedy rozpacz i trud, strach, zwątpienie i ból ścisną serce głuchą
żałobą
odkupienie odczytaj z ruchu jej warg:
«nie martw się
jestem tu
jestem tu z tobą»"
I szczęk wsuwanych do magazynka kolejnych pocisków. I nie, wiersz się pod
tym nie załamuje. To codzienna mowa się załamuje. Sprawozdawcza mowa codzienna
nie jest w stanie tego wypowiedzieć. A ja wierzę temu wierszowi i żołnierce
ładującej swoją broń w rytm wiersza. Wszsytko jest na swoim miejscu, każdy
dźwięk schodzi się w pełnię, straszną i niezaprzeczalną.
3.
Pamiętam jakie robiło to wrażenie, jeszcze na Majdanie, że szli z poezją na
barykady i w kurz płonących opon. Znali wiersze swoich poetów, poetek na
pamięć, a gdy ich nie znali to stwarzali ten język na nowo. Bez lęku i
nabożnego drżenia, że poezja jest niemożliwa. Jakże to niemożliwa, skoro jest?
Czasem zostaje jako jedyna, kiedy wydawałoby się nie da się tego opisać. Nie
musi być zaraz wielka, ale musi być, bo mowa się załamuje, pęka i odsłania
swoje kości, mięśnie, nerwy. I tylko poezja może posklejać to wszystko na nowo
w jakiś świat. Jest blisko, jest pod
ręką tak samo jak wycior do lufy, rolka bandaża, sznurówki butów, zapasowy
magazynek. Wraca na kwaterze po powrocie z walki, nie opuszcza przy kopaniu
okopu, przewożeniu rannych, ewakuacji ludzi, ewakuacji kotów. To bardziej
przeczucie, niż myślenie, kiedy budzę się w środku nocy. Budzę się w nocy i
nasłuchuję ich głosów mówiących wierszem znad karabinu. Ja mogę się mylić. Oni,
one - nie. Im się wierzy. Nie pytaj
dlaczego. Po prostu.
4.
fot. Jaryna Czornohuz
Obyś mógł tłumaczyć źywych poetów i kiedyś uścisnąć im dłoń, nie martwych bohaterów co polegli że słowem na ustach.
OdpowiedzUsuńŻyczę tego im i sobie
Usuń