Czuwanie, parafrazy (noc z niedzieli na poniedziałek)


 

2 maja 2022 (noc z niedzieli na poniedziałek)

Minął miesiąc. Nawet nie zauważyłem. Nie przeczytałem żadnej literackiej książki, nie zajrzałem na pół strony do pisma literackiego. Nic a nic. Ale nie to, że nie przeczytałem wiersza. Czytam w maszynowych przekładach Darynę Głowacz, Lesyka Panasiuka, Jarynę Czronohuz, Jurija Zawadskiego. I włączyła się znowu Aneta Kamińska. Pamiętam, że kiedyś opowiadał, że wróciła z pogrzebu Nazara Honczara do Warszawy i nagle jakby ktoś otworzył jakieś drzwi, przejście w czasoprzestrzeni, mówiła Aneta, zaczęła pisać nienapisane wiersze Nazara Honczara, ale po swojemu.

I teraz widzę, czytam, po Buczy - pisze wiersz za wierszem. Suche, bez rozbicia słów, bez żadnej gry, jak repetowanie zamka, ładowania magazynka, słowa jak szczęk metalu o metal. Szczęk.

Zatem czytam. Ale nie tak jak w czasie pokoju. Bo jest wojna. Niby nie u nas, ale oczywiście jest u nas. W nas.

Ale najwięcej słucham i czytam ludzi, którzy są bliżej, wiedzą lepiej, mają swoje źródła.

Ja cóż, jeden emerytowany pilot wiosny nie czyni. No, może jeszcze ktoś. Plus intuicja wyrosła z tysięcy stron książek. Zatem od rana Defence24, gazety codzienne, fejs, Zła Ambasada, Doniesienia z Putinowskiej Polski, Paweł Uszyński, Marcin Jop, Marcin Ogdowski, Gdzie Zaczyna się Wojsko, Marcin Strzyżewski, Wojenne Historie (na fejsie), Konflikty po II Wojnie, Jarosław Wolski (on na YouTubie) i tak dalej.

I parafrazy. Nachalne parafrazy z tych tekstów, które tak dobrze się zna. Przemówienia Stefana Starzyńskiego, audycje Radia "Błyskawica", Mickiewicz. No i oczywiście z okazji pożarów w składach paliw, bazach, lotniczych, elektrowniach w całej Rosji - Bułhakow, fragment z Behemotem w roli głównej gdy podpala mieszkanie numer 50 na ulicy Sadowej.

Bo jak to ktoś trafnie ujął - Oni, one robią to coś za nas, tak jakby nam się nie do końca i niezupełnie udało. To być może stąd to żywiołowe wsparcie. 

Ta potrzeba czuwania po nocach tak jakby od mojego czy Twojego przyklejenia do ekranu miało cokolwiek wyniknąć, cokolwiek miało to zaważyć.

A może gdzieś to się jednak łączy w jakiejś wielkiej nastawni dziejów? Gdzieś się zbiegają wszystkie słowa, myśli, te godziny, kiedy miałeś iść spać, ale nie jeszcze sprawdzasz czy nie posypała się linia obrony. Może to jest ten gram więcej czujności, to dziwne poczucie, o którym mówią żołnierze, żołnierki, że w największym zmęczeniu był jakiś okruch czuwania wokół, mówią anioł stróż, mówią żołnierskie szczęście, przeczucie, intuicja, instynkt, który kazał się uchylić, zostać, przywrzeć do muru?

Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że czuwam.

Ile sił. Nie piszę, nie czytam o niczym innym. Mam głębokie przekonanie, że widzę moment dziejowy i żadne słowa o czymkolwiek innym nie mają chwilowo większego sensu i głębi. Trzeba być tutaj i patrzyć. Losy się ważą.

Komentarze

Popularne posty