Porzucone księgi, pracowity dzień osiołka (piątek)

 


27 maja 2022, piątek

To wszystko było wczoraj. 

Znajomy wysłał poemat w pdf, napisał, że owszem pisze dalej, chociaż już bez wielkiego ciśnienia na to, żeby wydawać. Dla żony , córki, paru znajomych. Zrobił pdf i jak ktoś zapyta - posyła. To może być większy zasięg niż roczne leżenie kilkuset egzemplarzy kolejnej poetyckiej książki w hurtowniach, bibliotekach, na pokątnych stoiskach w czasie coraz mniej licznych imprez literackich. Pomyślałem i napisałem też staremu druhowi, że tylko tak warto pisać, nie inaczej. Pisać  s w o j e. 

Reszta nie należy do nikogo i może być milczeniem, czemu nie.

Rano osiołka załadowałem zabawkami juniora i starymi oponami. Pod firmą wdałem się w rozmowę z panią mieszkającą, o tutaj, zaraz obok, zabawki poszły z reki do ręki. Opony zaległy pod śmietnikiem. Kondzio mówi, że na tych naszych śmietnikach na kwartale to podobno często walają się bardzo dobre meble.

Wiem, że są niezłe, rok temu, latem wydobyłem z jednego ze śmietników na kwartale wielkiego, pluszowego misia, który po odczyszczeniu okazał się psem. Pojechał do Gdyni i z powodzeniem był wystawiany trzy razy na licytacjach na rzecz Iwony Glazer, zanim nie zmienił domu na stałe.

Zresztą Kondzio wpadł do roboty w przelocie ze skrzynka pełną zagadkowych warzyw. Jak to on. Mieliśmy zabrać dla niego i jego rozwijającego sie punkowego domu wydawniczego koperty, których nikt u nas nie użyje (sztuk 75), gilzy kartonowe po stretchu (sztuk 5) do wysyłania dziwnych formatów pocztą, stand do przemalowania na wiersz, jeszcze gilzy które osobiście skołował Kondzio, długie takie, grube, cholera wie z czego. To z Wrocławia.

Kurs do Brzegu na robocze spotkanie stowarzyszenia, bo umowy do podpisania, termin walnego do ustalenia, przesyłki zagraniczne do przygotowania. A dla prężnie rozwijającego się punkowego domu wydawniczego w darze od nas - potykacz z napełnianą wodą podstawą na kółkach i ekran szerokości ponad dwóch metrów - dla nas nie do użytku. 

No i Kondzio nie był sam, był z Pauliną. Biedny osiołek w drodze z Brzegu do Oleśnicy może nie rzęził, ale na każdym wertepie pojękiwał, pokazywał, że ma już raczej dosyć. Mnie, drogi, Kondzia, Pauliny, naszego ładunku.

Rozładowaliśmy się o zmierzchu, w domu zdążyłem jeszcze zobaczyć Juniora i siąść do roboty. Nagle trzeba redagować drugie wydanie "Psalmu do św. Sabiny". 

Serio, serio będzie pierwsze w moim życiu drugie wydanie czegoś co już napisałem. 

I trzeba ponownie przejrzeć wiersze, ustaliliśmy z Kondziem, że metoda redakcji będzie brak metody, że będą to księgi porzucone. 

I jeszcze esej heroiczny trzeba zacząć zamykać, to jutro, w rozmowie z kolegą, któremu chciało się przeczytać od początku do końca z uwagą.

I jeszcze trzeba skończyć z tymi banami. Jeszcze tylko jeden i zamykam książkę.

Osiołek po ostatnich naprawach toczy się i czuje, że nie zamieniłbym go na żadnego innego osiołka.

On czuje. I ja czuję.

To już ten wiek. 

Osiołka.

I mój.






Komentarze

Popularne posty