Stowarzyszenie forever (środa)




20 lipca 2022, środa

Są takie dni, kiedy dowiaduję się nagle, że publiczny dawca kilku groszy chce się dowiedzieć czy mamy podpisaną umowę na użyczenie mojego własnego telefonu Stowarzyszeniu, które prowadzę i wtedy staram się wymyślić jakąś dobrą historię, która by uzasadniała ten cały mozół. Tę młodość spędzoną nad tabelami kolejnych wersji wniosków, które się pisze, się rozlicza, się realizuję, sięAle póki nie dostaniesz pieniędzy, nie wydasz ich i nie rozliczysz, to w zasadzie niczego nie jesteś pewien.

Wpisujesz w rubrykę wkładu własnego na przykład "telefony prywatne członków stowarzyszenia, komputery i laptopy prywatne członków stowarzyszenia" a potem się okazuje, że skoro używasz tego dla dobra ogólnego,  to należy podpiac ze Stowarzyszeniem jakąś umowe, bo inaczej nie można tego wykazywać we wnioskach i rozliczeniach. Niby. Bo przecież sto osiemnasty wniosek pisze się na podkładce, rubryki się zmieniają, treść zostaje.

Dlatego kiedyś poszedł wniosek i umowa, gdzie w tytule był tytuł książki i nazwisko jednej osoby, a w opisie występowała zupełnie inna osoba i opis zupełnie innej książki.

No i dostaliśmy pieniądze, rozliczyliśmy, a jakże, cyferki grały, nikt nie zwrócił uwagę na opis.

Przypomniało mi się przy tej okazji pytanie Małgo, czy jak będę na emeryturze to czy też będę zajmował się Stowarzyszeniem. Powiedziałem wtedy, że chciałbym już nie, chciałbym, żeby zajął się tym ktoś młodszy. Miałem taką idee fixe, że Stowarzyszenie powinno być prowadzone przez młodych ludzi, najlepiej jak najmłodszych, że młodość wnosi pomysły, witalność, energię.

Ale ostatnio dłubiąc w tym cholernym sprawozdaniu, pomyślałem przez chwilę, że może jednak ważniejsze jest doświadczenie, niż młodość? I ważniejsza jest ciągłość niż własna emerytura?

Kiedyś patrzyłem na wydawnictwa grup literackich świętujących swoje 10, 20, 30-lecie, grup o których wiedziałem tylko, że istnieją i napawało mnie to przerażeniem. No jak to, to można coś w pocie czoła robić, zszywać, montować trzydzieści lat a na powierzchnię wypłynąć z okazji 10 czy 20-lecia działalności?! Dopiero wtedy?! I to do tego na chwilkę, żeby wrócić zaraz do swojej roboty?

Dzisiaj myślę, że właśnie samo robienie czegoś przez 20, 30 lat ma wartość samą w sobie. Ocala od sflaczenia i degrengolady, chroni przed zatrzaśnięciem się w swoim światku kupiłem, sprzedałem, wyremontowałem. Nie domaga się uznania, domaga się kontynuacji.

A poza tym pomyślałem, czy trudno sobie wyobrazić istnienie klubu, stowarzyszenia, fundacji lat sto, dwieście? Niby dlaczego nie miałoby tak być? Przecież między innymi na tym buduje się zamożność, dobrobyt, czy szerzej dobrostan społeczny. Że w takim Brzegu wiadomo gdzie można pójść, gdy się chce coś zrobić literackiego, dziwnego, hybrydowego, że jest Stowarzyszenia i ma taka tradycję, takie osiągi a siedzibę ma tu i tu i spotyka się do 100 lat w czwartki, koło 17.

To przecież oszczędza komuś, w przyszłości czasie i energii tworzenia czegoś od zera, budowania sieci powiązań w lokalnych instytucjach, jakiegoś skromnego zaplecza lokalowego, finansowego, prawnego. Wypracowuje się praktyki.

Pewnie, to wszystko może też kostnieć, stawać sie kamieniem u szyi, ale nie musi.

Czy Polska nie byłaby innym krajem gdyby w tych setkach powiatowych miast i miasteczek nie istniały już dziesiątków lat takie stowarzyszenia, fundacje, grupy i kluby? A nie istnieją, bo powstawały i sie rozpadały.

No ale o czym to ja miałem pisać? Acha. Tak, na emeryturze też będę w Stowarzyszeniu Żywych Poetów. No i mam nadzieję, że śmierć tez niewiele zmieni, gdzieś mnie wpiszą następcy na patrona konkursu czy jakiejś nagrody orderu z kartofla.


Komentarze

Popularne posty