Pomysł na pismo literackie, który leży na ziemi i nikt go nie podnosi (czwartek)

 


15 grudnia 2022, czwartek



1.

Zawsze gdy zdarzała się w ramach jakiegoś festiwalu dyskusja krytyków literackich o poezji padały te same zdania, że niepodobna jest opanować poznawczo strumienia poezji polskiej. Że kiedyś to owszem, bo druk był dla wybranych, druk nobilitował, do druku się szło drogami krętymi i trudnymi, niczym ten głupi Jaś na szczyt szklanej góry, było się poddawanemu próbom i dopiroż po próbach dostępowało się szczytu jakim był druk. Zatem drukowano mniej, a kiedy już coś ukazywało się drukiem, było wiadomo, że to zbiór tekstów wszechstronnie przebadanych w przedbiegach. Tak mówili krytycy gdy były lata 90-te, potem był początek nowego wieku – i także to słyszałem i czytałem, potem minęła dekada i dalej co się nie spotkali krytycy to dalej, nuże sarkać, że tsunami ku nam co roku pędzi, wielka, wezbrana fala wierszy, tomików, książek, książeczek pisanych nie wiadomo dla kogo, skoro i krytycy nie są w stanie tego obrobić, opisać, opanować, narysować mapy, wykreślić nurtów i zaproponować malejącej wciąż gawiedzi jakiejś spójnej narracji o tym kto jest kim i co słychać we współczesnej poezji. Tej opowieści o rzekomej fali, powodzi, wezbraniu poetyckim towarzyszy zawsze opowieść o rozdrobnieniu poetyk, o rozpadzie dużych projektów, braku kierunkowskazów, wyschnięciu nurtów, które niegdyś porządkowały dorzecze poezji polskiej. O ile trudno dyskutować z tezą o bogactwie brzmieniowym polskiej poezji ostatnich 40 lat, o tyle mam wrażenie, że od lat powtarzamy zdania, które wcale nie muszą być prawdziwe. To znaczy one są prawdziwe w jakimś stopniu, opisują stan faktyczny, ale ten stan być może nie jest zjawiskiem koniecznym , trwałym i łatwo można by go było wybić z tej smętnej równowagi, opartej na fundamencie wyuczonej bezradności przekazywanej już z pokolenia na pokolenie krytyków i krytyczek.


2.

Kiedy powiadają, że tsunami ku nam idzie zbiorów wierszy to pytam, gdzież ono, gdzież i wyciągam kalkulator. Według danych Biblioteki Narodowej w roku 2021 wydano w Polsce 33 957 tytułów – tłumaczeń, prozy, poradników, książek telefonicznych, religijnych, podręczników. Z tego książki sklasyfikowane jako literatura stanowiły 28% z tej ogólnej liczby czyli w przybliżeniu około 9500 publikacji. Samej poezji raport o produkcji książek nie ujmuje. Ba, słowo poezja na kilkudziesięciu stronach pojawia się raz, przy opisie pola zainteresowań wydawniczych wydawnictwa PIW. No, ale aby ustalić jaką częścią tych 9500 wydawanych rocznie tytułów stanowi poezja mamy inne dane pomocnicze. Na przykład listy książek zgłaszanych do ogólnopolskich nagród poetyckich. Listy zgłoszeń od lat zaś oscylują między liczbą 200 a maksymalnie 350 zgłoszonych książek. Zakładając, że część zgłoszeń nie spełnia wymogów formalnych, a do części w ogóle nie dochodzi, bo wydawca, autor, autorka nie ma w ogóle zdrowia do zgłaszania książek do nagród - niech będzie, że pomnożymy nad wyraz optymistycznie tę liczbę raz 1,5. Myślę że zachodzi tutaj spora przesada, bowiem jako wieloletni organizator konkursów poetyckich wiem, że liczba zgłoszeń nie spełniających formalnych wymogów zazwyczaj wynosi od 1 do 5% ogółu nadsyłanych prac a nie 50%. A na dodatek zazwyczaj jest też tak, że osoba nie będąc w stanie intelektualnie poradzić sobie z wysłaniem prawidłowego formalnie zestawu wierszy nie umie też pisać. To tak na marginesie.

Gdyby jednak zastosować te metodologię mielibyśmy do czynienia z liczbą około 500 wydawanych co roku książek z wierszami przy ogólnej liczbie ponad 9500 tytułów literackich w ogóle i bez mała 34 tysiącach wydawanych tytułów w ogóle.

Czy to jest dużo? Jak na jednego krytyka czy krytyczkę – pewnie tak, chociażby jakby tak trafiło na kogoś, kto ma po prostu taki etat, na przykład na wyższej uczelni i tak właśnie ma zakreślone pole badawcze – to znowu nie tak wiele. Wychodzi 30-40 książek z wierszami miesięcznie czyli jakieś 10 tygodniowo, 2 dziennie. Gdyby ktoś taki miał etat to by miał po 4 godziny na lekturę każdej książki. Tak bardzo teoretycznie, bo wiadomo, że wyliczanie średnich nie zawsze ma sens, ale przydaje się to jako ilustracja problemu.

A wniosek jest taki, że raczej poezja nie jest nadreprezentowana wobec innych gatunków literackich wśród wydawanych tytułów a jej poznawcze opanowanie przekracza wprawdzie możliwości uczciwie pracującej jednej osoby, ale gdyby tak zająć się tym miał zespół kilku osób – nie powinno to już stanowić większego problemu. To, że nie jesteśmy w stanie od lat skonfrontować się z jakąkolwiek wizją całości nie wynika ze szczególnej złożoności przedmiotu badania, ale tego, że literalnie nikomu, poza jednostkami, nie chce się na poważnie tym zająć. Mamy z jednej strony do czynienia z akademicką cząstkowością, nawet jeżeli próbuje się stroić w szaty obiektywizmu. Z drugiej rządzi wydawniczy i środowiskowy partykularyzm. Z trzeciej panujący nam miłościwie nagrodyzm, który pilnuje byśmy nie mieli innych tematów do rozmowy niż kolejne nominacje i poniżej ich poziomu nie zeszli a sam dyskurs nagrodyzmu ciemny jest, bowiem nikt nie wie i się nie dowie jakimi ścieżkami biegną myśli sędziów kapturowych. Podają oni nam raz te raz inne zestawy do wierzenia. Może nawet mają rację, ale nie rozmawiają z nami, nie rozmawiają ze sobą, zatem nasze życie literackie ma coraz bardziej charakter zrytualizowanych mszy, nabożeństw kończących się wręczeniem i rozejściem do domów.

3.

Próbuję tutaj powiedzieć tylko tyle, że gdyby była szansa na powstanie czasopisma, serwisu, środowiska redakcyjnego, które z założenia zajmowałby się tylko i wyłącznie współczesną poezją mielibyśmy problem tsunami poetyckiego z głowy. No proszę sobie wyobrazić. Powiedzmy dwumiesięcznik pod prostym tytułem - „#Tylko_poezja”, a w nim zespół kilku osób, i grono nawet nie pracowników redakcji, ale stałych współpracowników i współpracowniczek. I co dwa miesiące solidny dział 30-40 recenzji i not o książkach poetyckich, do tego 5-10 prezentacji autorskich, kilka wywiadów, rzetelnie prowadzona kronika wydarzeń poetyckich, Pewnie prędzej czy później pojawiałyby się polemiki, dyskusje, głosy osobne. Być może przy piśmie, redakcji, serwisie mogłyby zacząć działać projekty poboczne – biblioteka debiutów poetyckich, biblioteka poetów/poetek wybranych, antologie. Koszty druku i dystrybucji nawet kilku tysięcy egzemplarzy takiego pisma, postawienia interaktywnego serwisu oraz honorariów autorskich to nie są miliony, ale, w skali roku , dziesiątki tysięcy złotych. Kwota śmieszna gdy porówna się ją z budżetami ogólnopolskich nagród literackich, które oczywiście jedna w drugą stawiają sobie za cel promocję czytelnictwa i podtrzymywanie naszej upadającej kultury słowa pisanego. Jedna nagroda ze swoim budżetem, mogłaby zatem zostać została zamieniona wedle tego przepisu po prostu w nośnik dyskursu o poezji, dyskursu wolnego, otwartego nie tylko na tych, których jeden lub drugi sąd kapturowy namaści do bycia poetami i poetkami. I śmiem twierdzić, że dałoby to dużo więcej dobrego poezji, literaturze naszej niż kolejna gala i wręczenie.


To, że przez od 1989 roku dopracowaliśmy się kilkunastu nagród literackich a nie mamy stale wychodzącego czujnego pisma literackiego to w jakimś sensie także ocena wystawiona środowisku literackiemu. Ale też jest to fiasko wszystkich kapituł nagród literackich, fiasko wszystkich wydawców, graczy na arenie literatury, w tym tych, którzy miewali momenty rzeczywistej mocy i kreacji – jak Biuro Literackie Artura Burszty, redakcja Nowego napisu czy Fundacja Wisławy Szymborskiej wydająca swego czasu pieniądze na spoty reklamujące w telewizji czytanie bliżej nie sprecyzowanej poezji. To między innymi dlatego nie pojawiło się wiele projektów poetyckich, wiele z nich nie zostało nazwanych, zaanonsowanych. Nie mieliśmy wysypu manifestów, boe nie było sensu ich ogłaszać, nie było gdzie, zatem nawet ogłoszone – do nikogo by nie dotarły. Na przykład nie pojawiła się antologia poezji neomesjanistycznej planowana swego czasu w roku 2009 roku. Ale podejrzewam że podobnych pomysłów upadło albo sczezło na wstępnym etapie ostatnich latach przynajmniej kilkanaście. O tyle jesteśmy ubożsi, o tyle nędzniejsza jest nasza kultura, nasza poezja autystyczna, pohukująca ówdzie po lasach. Nędza mili państwo. Nędza i smutek.


4.

A teraz najśmieszniejsze – te pomysł pisma/serwisu/środowiska skoncentrowanego na opanowaniu, opisaniu tego co dzieje się w poezji wyszedł lat temu 15 od krytyka zajmującego się prozą na Festiwalu czasopism we Wrocławiu – Dariusza Nowackiego, którego pozwalam sobie z tego miejsca smutno pozdrowić. Zastanawiam się czy ten pomysł, o którym ze zdumienie Nowacki wówczas mówił, że jak ta buława dyktatora w Powstaniu Listopadowym – leży na bruku – ktokolwiek się schyli?



Komentarze

Popularne posty