Domy Pracy Twórczej w których nigdy nie usiądę, żeby napisać chociażby zdanie (sobota)

 15 lipca 2023, sobota



Piękne są te wszystkie domy pracy twórczej. To naprawdę znakomita instytucja, taki dom. Miejsce gdzie możesz być sam na sam ze tym całym swoim bajzlem, wstać rano i być niemal niczym powszechne wyobrażenie pisarza, poetki, plastyka. 

Oto wstajesz rano, otwierasz okno, nie ma w powietrzy napięcia, bowiem nic szczególnego się nie wiąże z tym, że otwierasz oczy, nie budzi cię budzik, ani głos domowników, że weź tato, jasne, że chcesz odpocząć, ale pora wstać bo my już wstaliśmy. Wieje wiatr od lasu, morza, jeziora, gór - niepotrzebne skreślić. Zaparzasz kawę, robisz jakieś lekkie śniadanie i zastanawiasz się czy wrócić do porządkowania notatek czy jednak najpierw pójść na spacer, bo ruch mięśni wzmaga ruch krwi, pobudza wydzielanie endorfin i takie tam inne.

Możesz też nic nie robić, jeżeli to właśnie - reset umysłu - dobrze wpływa na Twoje kolejne zamierzenia. Albo w spokoju możesz poczytać jedną z książek, które swego czasu łapczywie nabywałeś, z założeniem, że przeczytasz to kiedyś tam jak będziesz miał czas. No i właśnie jest ten czas. Niespiesznie nadrabiasz listę zaległości dawnych nowości, które nie są już nowościami. Albo czytasz klasyki, co do których nigdy nie przyznałeś się, że ich nie doczytałeś do końca albo zgoła nawet nie zacząłeś czytać. 

I nie masz poczucia winy, że zamiast pisać w domu pracy twórczej - czytasz albo nic nie robisz. Bo to wszystko składa się na proces twórczy. te wszystkie elementy mają równe prawa. Osiągasz równowagę. Układasz frazę albo dwie, albo tylko zyskujesz na chwilę myślę głębszą niż to czy za prąd, gaz, internet, wodę, wywóz śmieci, telewizję (satelitarną w której coraz mniej jest czegokolwiek), telefon, ubezpieczenie, przedszkole, zaległe podatki - płacić teraz czy później.

Tylko raty kredytu nie podlegają negocjacji. Co ciekawe. Tylko przed bankiem się ma taki mores, że człowiek dba żeby się nie spóźnić. Na jedzenie może zabraknąć, telefon ci mogą zablokować - ale rata banku jest święta bardziej niż do komunii raz w roku przystępować.

I dzień po tym kiedy otworzyłem dwa polecone ze Szwecji zawierające wezwanie do zapłacenia mandatów za brak winiety rok temu, kiedy przejeżdżaliśmy tranzytem przez Węgry, wystawione przez jakąś firmę windykacyjną w Londynie - pomyślałem o tych wszystkich domach pracy twórczej, pięknie położnych, napełnionych życzliwością, obecnością innych ludzi pragnących tak jak i ja - poukładać sobie w głowie, co mają do powiedzenia. To było symboliczne. Dostajesz list ze Szwecji, nawet dwa, ale to nie żadne zaproszenie na galę Nobla, ale mandaty.


Trudno o bardziej wymowny komunikat kurwa-karmy w jakim szeregu się znajdujesz i co masz do zrobienia w swoim życiu.



Pomyślałem o kolegach, koleżankach pisarzach, pisarkach, którzy lato układają sobie pod kalendarz letnich festiwali literackich - zaczynają gdzieś w maju Silesiusem we Wrocławiu, potem targi w Warszawie, potem jadą do Gdyni, potem do Krakowa na Miłosza, potem na Góry Literatury do Olgi, potem Szczebrzeszyn, Conrad, targi w Krakowie, targi we Wrocławiu, wręczenie Angelusa - oj, zajechałem zuj do jesieni. 

Pomyślałem też, że ci sami koledzy koleżanki bywają w tych domach pracy twórczej, piszą wnioski o rezydencje tu i tam i jeszcze gdzie indziej. 

I myślę no taka kurwa-karma. Byłem w swoim życiu dwa razy w domu pracy twórczej literata i tłumacza w Visby i pomimo tego, że za pierwszym razem doznałem poważnego złamania ręki w stawie barkowym - było tak pięknie, że tęsknię za miejscem do dzisiaj. 

Trzy razy też pobierałem tak zwane stypendium twórcze. Ale bez żadnej rezydencji czy przywilejów. Taka społeczna umowa, że wezmę i napiszę, to na co się umawiam. Dwie wielkie książki - "Marszbatalion" o poezji roczników 70-tych i "Esej heroiczny" napisałem, ale się nie ukazały, bo nie było niczyjego ciśnienia na to, żeby je wydać. Krytyka się zestarzała, roczniki 70-te nikogo już jako zjawisko nie obchodzą, bo literatura już mało kogo obchodzi, a "Eesej heroiczny" skończyłem pisać 1 lutego 2022, więc kiedy trzy tygodnie później wybuchła wojna - zrozumiałem, że książkę mogę zacząć pisać od nowa.

I tak to jest. Nie umiem tego wytłumaczyć inaczej niż kurwa-karmą, która jednym daje do dyspozycji długie dni, tygodnie w domu pracy twórczej tym lub innym, a całej reszcie, a jest tej reszty jak sądzę około 90 procent piszących, albo trochę więcej - pracę w szkole, urzędzie, hurtowni, księgarni, domu kultury, bibliotece, agencji, kancelarii prawnej, na kutrze rybackim, wędzarni, elektrowni, platformie wiertniczej.

I nie jest przypadkiem, że wydajemy w mniejszych nakładach, że nikt nie chce nas słuchać na spotkaniach autorskich ani nawet na nie zapraszać. Jesteśmy kłopotliwi, bo nigdy nie mamy czasu, nie chcemy się dopasować do programu festiwalu, a na sam festiwal wpadamy jak po ogień i lecimy do domu, bo rano tyrka, dzieci w domu - słowem nie tworzymy atmosfery festiwalowej. 

Nikt nas nie chce bo nie odzwierciedlamy społecznych wyobrażeń o lepszym świecie w którym żyją poeci i poetki, rzekomo brodzący w chmurach, bo głowę przecież posiadający nad chmurami.

Nikt nas nie chce, bo okazuje się, że jesteśmy takimi samymi ziemianami jak cała reszta, tylko wiersz, opowiadanko, notatek upchniemy kolanem, jak to mówię, a wiem co mówię, bo przecież "transmigrację" tuz przed terminem rozliczenia projektu stypendialnego pisałem kołysząc jedną nogą synka w leżaczku a Małgosia sprawdzała mi literówki i przecinki trzymając Tymka przy piersi, przez co miała jedną rękę do pracy, trzymania kartek i nanoszenia uwag. 

Nie, nie zapomnę tego obrazu nigdy kochanie. 

Nikt nas specjalnie nie chce bo jesteśmy jawnym zaprzeczeniem opowieści o tym, że jest jakiś lepszy świat, w którym miałoby sens zdanie jakie kiedyś rzucił jeden taryfiarz w Opolu do pewnego pijaka gdy ten ostatni zapytał taryfiarza o to czy wiersze umie pisać:

- Józek, kurwa idź stąd bo ci pierdolnę, jakbym wiersze umiał pisać to bym kurwa na gablocie nie robił!

No więc taryfiarzu spotkany 22 lata temu przed dworcem PKP w Opolu - robiłbyś, robił. 


A miało być o domach pracy twórczej. No tak.


Na zdjęciach Dom Pracy Macondo w Miedznie w którym dzisiaj przez chwile będziemy. 

W takim składzie jak kończyliśmy "Transmigrację" - owoc pobytu w domu pracy twórczej w Visby - Małgosia, Tymek i ja. czyli to nie jest tak do końca, że nic.


Wpadnijcie dzisiaj jak macie czas - 15 lipca, godzina 17:00, Miedzno, Małe Macondo.






Komentarze

Popularne posty