Już nigdy nie będzie takiego gestu, już nigdy (piątek)

15 września 2023, piątek 


1.

Znajomy poeta zamieścił na swojej prywatnej stronie w ciele fejsboga taki anons:

"Poetyzujący, takie pytanie w związku z rzeczą, którą piszę. Czy w ostatnich 20 latach pojawiła się chociaż jedna książka poetycka (lub tomik, zbiór, wybór), która przetrwała próbę czasu i miała znaczący wpływ na literaturę, kulturę, popkulturę, życie zwykłych śmiertelników? Macie jakieś obiektywne typy? Tylko nie chodzi mi o typy z gatunku „mój kolega fajną książkę napisał”.

Szybko przemyślałem zapytanie Tomka i zorientowałem się, że moje myśli od razu biegną o dziesięć lat za daleko. Sięgam do Podsiadły, do Świetlickiego. Nie to, że tak strasznie lubię, bo Świetlicki mi wiele lat nie wchodził, nie był mój, aż obudziłem się koło czterdziestki nucąc "Opluty, opluty, opluty". Tak było, nie kłamię.

Zrazu chciałem rozgryźć ten luźny problem. Przetrwała i miała wpływ. Książka poetycka. Jak ocenić czy przetrwała i czy miała wpływ? Czy Sosnowski Andrzej przetrwał i miał wpływ? A może Bargielska? A może Mueller? A potem zrozumiałem, że to są różne, wielowarstwowe konstrukty i przez dłuższym myśleniu wszystko się rozłazi na te warstwy, jak sklejka drewniana która za długo leży na podwórku bez przykrycia, wprost na ziemi.

Ale jedno pozostało jasne, klarowne. Że ostatnie dwadzieścia, a nawet więcej lat to znacząco kurczące się pole oddziaływania kultury, w jej ramach - literatury, w jej ramach literatury polskiej, a w ramach tej literatury - poezji, która zawsze była i pozostawała marginalna.

I nawet gdyby zdarzyło się zjawisko o odpowiednim potencjale rażenia, to by nie poraziło mas, bo masy nie czytają. Nie wiem dokładnie w którym roku przebiliśmy 50% stale nieczytających obywateli i kiedy ilość osób, które w roku kalendarzowym nie przeczytały nic a nic osiągnęła stabilne 63%, ale wydaje się, że trzeba ten podziwu godny wynik, stawiający nas w czołówce nieczytających Europejczyków jest osiągnięciem właśnie ostatnich 20 lat.

Nie to, że wcześniej było jakoś dużo lepiej. Było lepiej deklaratywnie. Było wstyd trochę sie przyznać, najpierw przed samym sobą, potem przed kolegami z klasy, brygady, zmiany, wreszcie przed obcym ankieterem, że się nie czytało, nie czyta i czytać nie będzie, bo na chuj.

Jeżeli kurczy się liczba osób czytających cokolwiek, to jak można oczekiwać, że wydarzy się zjawisko w literaturze, która jest częścią zjawiska czytania w ogóle, a w szczególności w poezji - które będzie miało wpływ.


2.

Co ciekawe, kiedy bodaj u progu naszego wstąpienia do Unii Europejskiej pewien poczytny tygodnik opinii przeprowadził ankietę wśród Polaków i Polek jacy ich zdaniem są najbardziej znani Polacy na świecie, to w pierwszej dziesiątce znalazł się Czesław Miłosz i Wisława Szymborska, na co oczywiście tysiące rodaków zgrzytały zębami, że powinien być Herbert, a wybrani wzgardliwie wydymali usta cedząc pod nosem "Tylko Różewicz, prostaki".

Dwadzieścia lat później w pierwszej dziesiątce byliby pewnie Święta Łupaszka i Nieznany Husarz.

To jeżeli chodzi o rozpoznawalność. Ale jeżeli chodzi o wpływ na to jak się mówi, czym się mówi, jak powstają pokoleniowe grepsy, zawołania, skróty to w zasadzie tylko Świetlicki w tamtym czasie nadawał się do tego zestawienia. Owszem, może nie wypadało mówić głośno, że się jest w nastroju nieprzysiadalnym, ale występ poety w ramach Festiwalu Piosenki w Opolu, na żywo, w roku 1995 zaraz obok Edyty Geppert na przykład - to był gest, który został.

Mogłem nie lubić Świetlickiego, ale jednak to miało siłę wyrazu, nawet jeżeli wyraz uznawany był za brzydki. Miało to moc większą niż dupa Panasewicza i wszystko inne co miało sie na tej niby rockowej scenie Opola wydarzyć.

tak się czasami zdarza
że jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
tak się zdarza zazwyczaj
że jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
siedzę sam przy stoliku
i nie mam ochoty
dosiąść się do was
choć na mnie kiwacie
ja to pierdolę
dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
ja proszę pana to pierdolę
dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym
spierdalaj gnoju!



3.

A jeszcze jakiś czas potem zapytałem Jarka Klejnockiego  kiedy z nim robiłem wywiad. Może do "Studium", może do "Odry" czy on jako krytyk i poeta widzi jakąś drogę dla poezji, wyjścia poza niszę i pamiętam co powiedział, wtedy, mógł być 2003, może 2004 rok. Że drogą jest Marcin Świetlicki, ze Świetlikami, że poszukiwania tutaj, na styku muzyki, być może rockowej, punkowej, improwizowanej i tekstu - to jest przyszłość, ratunek, nadzieja. 

I rzeczywiście - kiedy teraz ta na to patrzę, to mnóstwo z nas poszło tą drogą. Kamila Janiak, Marcin Jurzysta, Wojtek Brzoska, Karol Samsel, Łukasz Jarosz, Daniel Odija, tak wiem Daniel robił to z prozą, ale to była taka proza podobna do poezji, Jarek Lipszyc, Artur Nowaczewski, i piszący te słowa też i jeszcze mnóstwo innych poetów i poetek. Lista jest długa. 

Teraz jednak, w trzydziestolecie debiutu "Świetlików" - myślę, że byliśmy i jesteśmy mniej lub bardziej bez szans. Obrabiamy muzycznie coś, co zostało już przedstawione w formie zamaszystej i na odlew. Jesteśmy ugrzecznieni, spokojniejsi, bardziej skalkulowani artystycznie, ale że wybieramy formy złożone, to wychodzi nam złożenie wielokrotne - tekstu, podania tekstu i warstwy muzycznej, która nie wie czy jest tłem czy równoprawną częścią dzieła. I tak dalej i tak dalej.


4.

Przede wszystkim jednak - skurczyło się jezioro w którym żyjemy, wysycha i jest w nim coraz mniej miejsca. Nikt nie przychodzi nad ruczaj posłuchać o czym szumią wierzby, skoro jest butelka z plastiku z wodą, której można się napić a na nalepce wierzby, tatarak, jak na zdjęciu.

Także nie, nie było  już chyba nie będzie niczego porównywalnego do debiutu "Świetlików", ale też na przykład do czekania na nową książkę Herberta u niektórych. 

Przypomnę tylko, że ostatni zbiór Herberta "Epilog Burzy" kupiłem na straganie z książkami, w Warszawie na rogu Nowego Światu i Świętokrzyskiej, w zasadzie ten stragan był już po stronie Świętokrzyskiej od Krakowskiego Przedmieścia. I tam był Ludlum, alfabet Urbana i nowy Herbert obok siebie, pod folią, żeby jak deszcz spadnie to, żeby nie zamoczyło.

I ludzie kupowali. I ja kupiłem. Poszedłem na piechotę na Centralny, wsiadłem do pociągu i pojechałem do Opola, skąd osobowym już do Brzegu.

Nie wiedziałem naiwny, a był rok 1998, że już nigdy nie będzie takiego lata


już nigdy.


Komentarze

Popularne posty