Notatki z undergruntu albo o pokłosiu kolejnej dyskusji o tym, że krytyka literacka odchodzi w ciszy (środa)




27 września 2023, środa
"[...]
Endless talking
Life rebuilding
Don't walk away
Walk in silence
Don't turn away, in silence
Your confusion
My illusion
Worn like a mask of self-hate
Confronts and then dies
[...]"
(Joy Division, "Atmosphere")

Zaczęło się jak to ostatnio bywa w takich wypadkach - od festiwalu z okazji wręczenia kolejnej nagrody i kilku zdjęć w internecie z dyskusji w ramach której krytycy rozmawiali o krytyce literackiej, że dostała kopa i nie może się podnieść. Bo marketing, nagrody - wypychają ją poza obieg. Pod zdjęciami dyskusja mniej lub bardziej rozwinięta.
Włączyłem się, czemu nie.
Napisałem kolejny raz to samo, co pisałem wiele razy, obserwując zjawisko mniej więcej od 2007. Proces, w którym dodajmy nie jest tak, że jakieś smoki z zewnętrznego świata - czyli te nagrody literackie zagryzały dzielnie broniących się krytyków i krytyczki, ale raczej wchodziły z nim w mniej lub bardziej udane sojusze.
Ostatecznie jak się patrzy z oddali na te gale, wręczenia, dyskusje, relacje - to jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że wiele twarzy się powtarza - jak nie w tej to w innej konfiguracji.
Wśród krytyków obsadzających gremia jurorskie i wśród nagradzanych.
Samo w sobie to nie jest niczym zdrożnym, bo ostatecznie środowisko jest spore, ale nie bezdenne, siłą rzeczy, szczególnie gdy mowa o ludziach budujących latami swoja pozycję na ciężkiej pracy - a są tacy i nie jest ich mało - trudno się dziwić, że zaproszą tu i tam. Tak ma być.
Problem tkwi w skali i całym oprzyrządowaniu literatury wokół, poza tym. Z tym zaś jest problem od dekad i też siła by o tym mówić, że zanikły nam w sporej mierze inne trybuny głos wolny wolnej literatury wspierające.
Napisałem zatem - też nie pierwszy raz w ostatnich latach - że skoro już jesteśmy zdani w większości na dyskusje o nominacjach i nagrodach, to przydałoby się może trochę więcej transparencji, która by pomogła przywrócić siłę rozmowie, dyskusji, bo tam zaczyna się literatura przecież - od rozmowy.
No i skoro komisje parlamentarne obradują przy kamerach i mikrofonach, to może w jakieś formie można byłoby zacząć relacjonowanie dyskusji w gronie kapituł decydujących kilkuosobowo o obiegu literackim. Jak transparencja to transparencja.
No bo co w końcu kurczę blade - jak mawiał Mikołajek.
Bez tego dostajemy tylko wyroki sądu kapturowego czy innego officium podane w formie zdania oznajmującego. Nie wiesz jakie były argumenty przeciw, poznajesz tylko te za, wskazali my, nagrodzili my, bo tak.
I co ciekawe odpowiedział mi Znany Krytyk i Poeta, że to jakiś zły sen, żeby zamieniać nawet to, obrady kapituły w cyrk medialny to po pierwsze, a po drugie, że skoro tak chce jawności to dlaczego nie zamontować kamer w kabinach do głosowania przy wyborach powszechnych.
Zaraz potem Ceniony Przeze Mnie Autor już prywatnie napisał mi, że przecież to wcale nie byłoby takie fajne, że tam w kapitułach się dyskutuje kwestie delikatne dla twórców, jak brak talentu, umiejętności i wiele osób mogłoby się poczuć dotkniętymi.
Cytując Gombrowicza - ja na kolana padłem.
Zacznijmy od zdania Cenionego Przeze Mnie Autora.
O ile się nie mylę kapituły nagród literackich omawiają nie wyciągnięte z szuflad drżącymi dłońmi młodych licealistów i licealistek juwenilia literackie, ale wydane, często w wielotysięcznych nakładach książki dorosłych ludzi. Wydając książkę - każdy zapewne uważa, że najlepszą jaką się umiało napisać - milcząco zakłada się, że wystawia się tę rzecz na żer publiczny. Kupia, nie kupią, skomentują, nie skomentują, powiedzą że dobre, że złe, że mogłoby być lepsze. Na miły Bug meandrami płynący - przecież to jest istota bycia-w-literaturze. To nie jest sala terapeuty dla nieuleczalnie nerwowo chorych, ale życie literackie i jeżeli mamy za wszelką cenę oszczędzać delikatne ego piszących - to proponuję w ogóle nie pisać, albo pisząc nie publikować. albo publikując... no dobra.
Tak na marginesie - wydawało mi się, że kapituły obradują nad konkretnymi tekstami, a nie cechami osób autorskich, ale co ja tam na tej wsi wiem. U nas na wsi to nawet kiedyś tak było, że jedna osoba autorska wysłała na jeden konkurs, pod różnymi godłami najlepszy i najgorszy zestaw wierszy.
Tak było. Kilka osób powinno jeszcze te wiekopomne obrady bodaj w 2003 roku pamiętać.
Jeżeli ktoś uważa, że ma coś do powiedzenia i wydaje książkę, staje z gitarą na scenie, wiesza w galerii obraz - to tak zwany feedback, sprzężenie zwrotne to jedna z form zapłaty za jego prace i próżność. Należy mu się. Dobra lub zła. Pisanie w pustkę i studnie bez dna bo nie tacy jak Ty czy i ja pisali to oczywiście ładna figura retoryczna, zaraz można tez hołocie bryzgnąć po oczach sylwetkami Wielkich Samotników i Samotnic, w domyśle dorzucając - chcecie poklasku, więc nie jesteście ich warci, wstyd chłopcy i dziewczęta.
Tyle, że czasy się zmieniają, literatura to nie kościół. Nie jesteśmy tutaj żeby wysłuchiwać kazań z ambony, ale żeby rozmawiać ze sobą i nikt z tego prawa i obowiązku nie powinien być zwolniony.
I chodzi o to, a nie o cyrk, jak był to - cytuję z pamięci - łaskaw określić Znany Krytyk i Poeta. Cyrkiem to się stanie, jeżeli ktoś wskoczy na trapez i zacznie wywijać nad sceną, a jak nie - to nie.
Przy tym analogia do wyborów powszechnych jest zabawnie wręcz nietrafiona. Byłaby gdyby nagrody literackie w jakikolwiek sposób imitowały proces demokratyczny a tak się składa, że jest dokładnie odwrotnie. Gdyby to było tak, że na przykład ogół ysięcy piszących osób wybiera najlepszego spośród siebie, primus inter pares - to faktycznie mamy do czynienia z pewną formą delegacji uprawnień na ogół, nie ma tutaj dyskusji, tylko forma aktu wyborczego, podejmowanego indywidualnie. Okej, wtedy niech sobie będzie tajność.
Ale przecież formuła nagrody literackiej w Polsce nawet nie udaje demokracji. Zawsze jest to kilka wybranych przez Organizatora Oraz Dysponenta Budżetu Osób Wybranych, które w zupełnej ciszy, tajemnicy, bez upubliczniania przebiegu dyskusji ogłasza werdykt.
I gdyby to był werdykt prowincjonalnego konkursu talentów to pewnie jeszcze by mogło być to uznane za mało ważne, ale jest inaczej.
Bo - jako się rzekło na wstępie - to nagrody zastępują pomału i nieustępliwie wszelkie inne mechanizmy dialogu. Zatem kogo kapituła wskaże, ten będzie żył i będzie replikował swoje geny, przeprasza, litery, a cała reszta pozostanie w podejrzanej niszy kilkuset egzemplarzy.
Co więcej - czytelnicy dostają do wierzenia te werdykty i nie mają alternatywy, nie wiedzą, że takie istnieją, że stoją za nimi lub nie - jakieś racje. Bo od werdyktów nie ma odwołania, a podawane są w atmosferze nieomylności niemal papieskiej.
Żeby nie było, że domagam się czegoś, co jest nie do zrealizowania. W organizowanych przez nas na wsi w ramach KIT Stowarzyszenie Żywych Poetów konkursach mamy kilka takich ciekawostek.
Na przykład przez całe lata gdy jurorzy obradowali realnie i spotykali się na ostateczną naradę w konkretnym miejscu kumpel z radia stawiał na stole mikrofon i włączał dyktafon i wiadomo było, że od tego momentu jest rejestracja. Nie, nie zamieniało się to w cyrk, ale owszem - zwartość i rzeczowość dyskusji wzrastała co nie oznaczało, że nie było zabawnie, śmiesznie, dziwnie, na luzie.
Nie zawsze te nagrania były publikowane, ale pewnie sama świadomość, że mikrofon jest na stole - moderowało wypowiedzi. I bardzo dobrze. Tak ma być.
Może dzięki temu nie było u nas dyskusji, które zaiste są gorszące, a które w pewnej kapitule miały miejsce, gdzie w przy rozmowie na poziomie finałowej trójki czy piątki nominatów dyskutowano z którą osoba autorską Przedstawiciel Organizatora wyjdzie lepiej na scenie.
O słynnym zdaniu, które jeden ze Znanych Krytyków powiedział do Autora Bardzo Długiej Powieści, że chyba nie oczekiwał, że te cegłę licząca 1054 strony ktoś w całości przeczyta - z litości nie wspomnę.
Nie wiem czy te gorszące zachowania kapłanów krytyki to wyjątki, ale jeżeli żyjąc na wsi i z dala dochodzą do mnie takie przecieki, to mam prawo sądzić, że jednak kamera i mikrofon - skoro sprawdziły się nieźle w Brzegu, to nie zaszkodziłyby w Warszawie, Gdyni czy pobliskim Wrocławiu.
Inną innowacją, która wymyśliliśmy w 1999 roku było to, że w jednym z naszych konkursów literackich laureaci i laureatki jednej edycji są jurorami i jurorkami w kolejnej. Nie zawsze się to udawało w stu procentach bo nie zawsze za tę pracę przewidziane było honorarium, a nawet kiedy już nas na to było stać - nie zawsze ludzie mieli czas i siły, ale co do zasady to działało i działa do dzisiaj.
Taki flow w znacznym stopniu uniemożliwia pisanie "pod jury", daje słodki smaczek nieprzewidywalności, jakże inny od tego smaku oczekiwania na kolejne nominacje, które daje się najczęściej przewidzieć jeżeli nie personalnie to gdy chodzi o prezentowany typ wypowiedzi literackiej.
Daję te podpowiedzi za darmo wszystkim organizatorom i jurorom, którzy mają wpływ, bo ja nie mam żadnego.
Ale tak, wiem oczywiście, mam 49 lat, z czego 30 lat plączę sie poboczami literatury - nie przeczytają, a jak przeczytają to się nie przejmą, a jak się przejmą to nic nie powiedzą jak powiedzą, to tak, żeby nic nie zmieniać.
Gdyby się zmieniło cokolwiek w Systemie Nominacji - może zyskalibyśmy jakieś grono odbiorców, niewielkie, ale oddane, mielibyśmy mniej powodów do narzekania na zamierający obieg i cichnącą dyskusję wokół literatury, ale przecież część ludzi nie miałaby już niemal stałych etatów jurorów, członków kapituł, kapłanów rozdzielających przywileje, wychodzących po obradach ze swoich intymnych zakrystii, najświętszych przybytków które muszą być trzymane z dala od wzroku pogan pragnących cyrków i igrzysk, głoszących swoje słowo do nas z kolejnych scen niczym z ambony, dyskutujących drugie dziesięciolecie o w gronie krytyków o tym, że krytyka upada, że staje się listkiem figowym działów marketingu wydawnictw.
Ostatecznie na niejednym kryzysie finansowym najlepiej zarabiali bankierzy go wywołujący, więc nie ma się czemu dziwić.

Komentarze

Popularne posty