Podejrzanie łatwe apele poległych. Witek Musur (czwartek)

28 grudnia 2023, czwartek




W tej epizodycznej znajomości bierze udział stacja benzynowa CPN, ustawa o prawach autorskich, rower, pirackie kasety i szpilka saperska.
A było to tak.
Mniej więcej trzydzieści i więcej lat temu w mieście były stacje benzynowe. Był malutkie i służyły do zakupu benzyny. Jeździły wtedy jeszcze samochody na etylinę 92, którą trzeba było mieszać ze smarem z tak zwanej kanki, którą posiadacz dumnego dwusuwa zawsze musiał wozić ze sobą w celu mieszania smartu z etyliną właśnie.
Nic więcej na tych stacjach nie było, a dystrybutory służyły do dystrybucji benzyny jednego jedynie typu, więc od razu jak ktoś podjeżdżał, to wiadomo było czy szlachta czy nie, po tym jakie paliwo nalewał.
teraz myślę, że z tego się też brały kolejki, no bo diesla tankował mało kto, bo mało kto go miał, etylina 98 była droga, a reszta stała do tych tańszych paliw.
No i jako dumny licealista w czasie wakacji dorabiałem na jednej z tych stacji, na ulicy Łokietka proponując kierowcom umycie szyb i/lub reflektorów. Czasem się zgadzali i dziennie można było zarobić jakieś niewyobrażalne dla 15, 16 czy 17 latka pieniądze.
To była praca w sam raz na krótki interwał w domu między obozem żeglarskim a wypadem w góry, ciekawa alternatywa dla pracy przy truskawkach czy przy drzewkach u Kulasa.
A były to czasy absolutnego zalewu pirackich kaset magnetofonowych. I te kasety - jak to piraty - były tanie w produkcji i tanie w sprzedaży. Polskie zespoły, które wówczas wchodziły na rynek sprzedawały legale, ale te legale były droższe czasem i 10 razy od piratów. Były z dobrej jakości plastiku, miały książeczkę z tekstami i taki hologram na okładce, żeby oznaczyć, że legalne, ale to było jak etylina 98, kogo na to było stać, ach kogo?
Chyba misia gogo.
Ale podstawowa masa piratów, obok muzyki dyskotekowej, tak zwanej weselno-biesiadnej i raczkującego ledwie disco-polo to były z nieprzebrane ilości płyt zagranicznych zespołów, w tym także tych płyt sprzed lat wielu.
Można było w jedne wakacje uzupełnić wiedzę muzyczną o całe dyskografie King Crimson, Jethro Tull, Yesów, Iron Maiden, Camela, Wishbone Ash czy z drugiej strony nakupić sobie jazzu po dach.
I to wszystko za niewielkie pieniądze, no bo to było tak, że dzień pracy na CPN-ie, tak wówczas nazywał się dzisiejszy Orlen, oznaczał dziesięć, dwanaście kaset w plecaku. A formalnie, jeżeli chodzi o prawo krajowe - wszystko było legalnie, więc nawet trudno te kasety nazwać pirackimi. One były pirackie w rozumieniu bogatych państw i firm z tak zwanego zachodu, w Polsce lat 90-tych ubiegłego stulecia to były legalne nośniki audio i obrót nimi też był legalny.
Co nie jest zabronione prawem, to jest dozwolone.
Po drodze do domu z CPN-u na Łokietka był sklep Witka Musura na rogu Chrobrego i Jagiełły. I tam zostawiałem większość wówczas zarobionej gotówki. Witek miał tego setki. Sam słuchał metalu i różnych ciemnych mocy, ale znał się na muzyce całej po prostu, z klasyczną włącznie. Mówił zawsze, że i tak wszystko zaczynało się od bluesa i nie da się zrozumieć fenomenów różnych późniejszych meandrów muzyki, która rocka wyewoluowała, bez zrozumienia co do muzyki popularnej wniósł blues ze swoją ekspresją. Szanował bluesa, a ja bluesa instynktownie wielbiłem.
No ale między światem Witka a moim było mnóstwo krain osobnych, których ja nie miałem szansy poznać, a Witek wiedząc już co mnie interesuje umiał podpowiadać, opowiadać, snuć historie. Lubił puszczać kawałki u siebie w sklepie.
Słuchasz tego - posłuchaj i tego, może ci przypadnie do gustu. Lubisz "Sisters of Mercy"? Posłuchaj "Fields of the Nephilim". Tak można było u Witka spędzić sporą część popołudnia i zostawić mnóstwo kasy, którą się miało uzbierać na te, kurde wakacje w Hiszpanii za rok czy gdzie tam. No ale wakacje w Hiszpanii miały być za rok, a muzyka u Witka była już teraz. Wiadomo, co wygrywało.
I ten sklep to było wtedy najbezpieczniejsze miejsce w całym mieście. Zostawiałem rower bez zapięcia pod oknem i wiedziałem, że nic się nie wydarzy złego.
Trzeba tutaj dodać, że Witek był niski, krępy, mocno zbudowany, dużo mięśni i miał burze siwych, kręconych włosów, ciemną twarz i błyszczące oczy. No i kiedyś powiedziałem mu, kiedy zajechałem do niego po szychcie - „cześć, idę zapiąć rower”, a on uśmiechnął się i te oczy mu błysnęły jakoś tak upiornie i powiedział:
- U mnie nie musisz...
Nie rozumiałem, więc powiedział tylko widząc moje zdumienie w oczach w tej, naturalne w latach kiedy wszystko bez zapięcia znikało wciągu minut, czasem sekund:
- A widziałem tu kiedyś takiego jednego z drugim jak się kręcili, wziąłem to – tutaj wyjął spod lady grubą, długa na półtora metra saperską szpilkę, zwaną zdaje się „macką” i snuł rozmarzonym głosem - wypadłem ze sklepu i zapytałem tylko „A tylko spróbuj kurwa, tylko spróbuj, to nawet nie zapytam którym ci uchem mózg wypuścić!”
Patrzyłem na tę szpilę, długą na trzydzieści centymetrów na końcu macki długiej na metr i na uśmiech Witka Musura, szeroki na jakieś trzydzieści na końcu Witka wysokiego na jakiś metr siedemdziesiąt, a wiedzieć trzeba że chyba kły miał takie lekko wystające. A może to mi już pamięć podpowiada, pamięć która jak wiadomo jest mechanizmem produktywnym. Dorzuca od siebie szczegóły, których nie było.
No w każdym razie uwierzyłem, że potencjalni złodzieje jak raz zobaczyli Witka w drzwiach sklepu, rozwianym włosem i z macka saperską w ręku pytającego, którym uchem mózg komu wypuścić - to nie chcieli już tutaj wracać. Nigdy.
No, Witek miał specyficzne poczucie humoru. Innym razem spotkałem go w tak zwanym mieście, chwile gadaliśmy, chyba o grafikach, bo on jeszcze rysował i z tego co pamiętam ciekawie, a staliśmy koło parkingu. I na parkingu stał Fiat 126p, tak zwany „maluch” z wielką naklejką pod szybę od frontu z reklamą największej wówczas linii lotniczej „Pan -Am”. I na koniec krótkiej pogawędki „na mieście” (tak, tak bywało, inne formy życia społecznego), Witek nagle odwrócił się w stronę malucha i odskoczył jakby przestraszony z okrzykiem:
- O boże to lata!
Potem była matura,
potem były studia,
potem sklep zamienił się w biuro podróży,
potem staliśmy się sami zachodem i kasety stały się legalne i drogie,
a potem wyszły z powszechnego użycia, potem weszły płyty CD, potem zamknięto i zburzono CPN,
potem kilkadziesiąt metrów dalej postawiono od nowa Orlen,
a potem wszystkie stacje wyposażono w pojemniki z wodą i rozrobionym płynem do mycia szyb, żeby sam kierowca se umył jak chce i musi,
a potem weszły do użycia empetrójki,
potem wyprowadziłem się z Brzegu,
gdzieś po drodze przestałem bywać na tak zwanym mieście,
bo zaczęło się w życiu pdoróżowanie od punktu a do punkt b i nie było już czasy na pierdoły,
także gdzies pomiędzy przestałem widywac Witka w ogóle,
czasme jeszcze warenisażu w galerii w ratuszu, która zajmowała sie sztuka a nie handlem,.
ale potem i galerię w ratuszu zamknięto.
i to niewydywanie się urosło w jakieś lata całe,
a w ostatnie święta, w wigilię niespodziewanie
Witek Musur umarł w wieku 67 lat.
Do dzisiaj mam kolekcję kaset, cały regał, całe dyskografie, w tym wiele muzyki, którą podpowiedział mi właśnie Witek. W jakimś sensie myślę muzyką, którą mi - całkiem dosłownie - sprzedał.



Nie mam z Witkiem żadnego zdjęcia, bo to nie były czasy kiedy się robiło zdjęcia tak oparta się zabierało na te wakacje do Hiszpanii, czasem miało się jedną kliszę kolorową 24 klatki, czasem 36.
I tak nie mam zdjęć z tej Hiszpanii, do której nie pojechałem po trosze przez Witka, ale nie mam też zdjęcia z Witkiem.
Ale był. Był naprawdę. Uwierzcie mi.

Komentarze

Popularne posty