Z życia niższych sfer literackich. Bruleski z brukselki (czwartek)


 

20 czerwca 2024, czwartek

Wpadł kumpel z bratniej Fundacji do roboty. Pogadaliśmy, podpisaliśmy papiery, bo było trzeba, raz -dwa i gaworzymy sobie, a on pyta czy my składamy projekty do tego programu grantowego nowego Wielkiego Mecenasa. Ja mówię, że nie, że od ośmiu lat nie składaliśmy i to się nie zmieni. Nie mam ludzi do obsługi wniosków Wielkiego Mecenasa, a one są wielkie, złożone i pot z nich spływa jak tłusta oliwa.

Ale mówi, zajrzyj, tam jest mnóstwo pieniędzy do wydania, powiadają ponad sto milionów bo to te pieniądze odblokowane z Brukseli, więc wiesz, terminy krótkie, dwa tygodnie na sklecenie wniosku, a rozliczenie do końca roku. Będą sie spieszyć, może nie będą tacy upierdliwi jak zazwyczaj, powinno im zależeć, a popatrz jak to jest te 127 milionów na kulturę, a wielkość grantu ograniczona od 20 do 100 tysięcy złotych, to powiedzmy średnio 50 tysięcy, no to zobacz - 2540 grantów, to w skali kraju nie jest wbrew pozorom łatwo zaordynować a jeszcze termin masz dwa tygodnie na wniosek, a tutaj sezon urlopowy. Masa instytucji to przegapi albo będzie brakowało podpisu a to skarbnika a to wicedyrektora bo akurat na urlopie.

Pomyślałem oho, może by się zdało a to serię koncertów zrobić, płytę z piosenkami Kelusa wydać, książek zawsze masa czeka na wydanie, nasz "Syfon" słonik z zadyszką chwilowo ma 40% jedynie finansowania z zeszłego roku. No potrzeb, nawet w małym endżiosie jest huk, a pomysłów zawsze więcej niż możliwości.

Wydrukowałem sobie zaraz regulamin 14 stron i zacząłem czytać, myślę zmiana jakaś może przyszła rzeczywiście dla nas tutaj na dole, pozarządowych krzewicieli kultury literackiej.

I najpierw takie odkrycie, że wśród strategicznych celów wydawania 127 baniek jest muzyka, taniec, teatr, sztuki wizualne, muzealnictwo i kultura ludowa.

Literatury nie ma. 

Potem czytam że owszem stypendia, granty wszystko fajowo, ale trzeba mieć potwierdzony status artysty, potwierdzone działania, potwierdzone (jak?) plany na 24 miesiące, zaświadczenia - nie oświadczenia - o niezaleganiu z podatkami i daninami z zus i skarbówki i - cebula na torcie -

podpisane in blanco weksle ważne na trzy lata w wartości wsparcia ze strony donatora.

Przy tem to nie jest tak, że można sobie te granty brać na przedsięwzięcia jakie sobie wymyślicie, ale to ma na przykład realizować postulat

"Przedsięwzięcie jest związane z podnoszeniem kompetencji cyfrowych i ekologicznych w sektorze kultury i sektorze kreatywnym"

Nie wiadomo jak to rozumieć. Festiwal klarnetowy transmitowany on-line prosto znad Biebrzy.

A w umowach też kwiatki brukselskie jakich zarządzanie kultury na naszych nizinach nie widziało. 

Weźmy taką umowę stypendialną, bo o stypendia też można się ubiegać. Tutaj też są punkty kurioza, bo to nie są stypendia, w których pisarzu, muzyku piszsz że masz płyte do wydania i ja wydajesz czy spektakl do realizacji i go realizujesz, no nie.

Tutaj stoi czarno na białym, że chodzi na przykład o:

"Przedsięwzięcia związane ze stworzeniem możliwości spotkań w formie wirtualnej lub stacjonarnej z lokalnymi, krajowymi i międzynarodowymi specjalistami w dziedzinie sztuki poprzez organizację warsztatów i cyklu dyskusji; "

"Przedsięwzięcia związane ze stworzeniem możliwości współpracy w formie wirtualnej lub stacjonarnej ze specjalistami z innych sektorów, w tym z sektora nauki, technologii i przedsiębiorstw"

Przypomnę jest koniec czerwca, termin składania wniosków do połowy lipca, zakończenie projektu do 31 grudnia 2024. Czyli na realizację zostaje tak realnie wrzesień, październik, listopad i kawałek grudnia. Pewnie jak się w ministerstwie strasznie się zepną to może w sierpniu przyznają kasę i podpiszą umowy. 

Przypomnę tak dla porządku policzyliśmy z kolegą z bratnio-siostrzanej fundacji a ściślej on policzył - tak c.a. wychodzi około 2000 grantów, czyli umów i wniosków.

No i o tych umowach na stypendia. Tam nie tylko, że masz realizować artysto merytorycznie swoje zadanie, ale masz składać sprawozdania - uwaga, uwaga - fanfary, werble

- co miesiąc.

Jak jesteś endżiosem to co kwartał.

Do tego sprawozdanie końcowe. 

Nie wiem dlaczego indywidualni odbiorcy wsparcia - stypendyści - są traktowani bardziej restrykcyjnie niż instytucjonalni.

Zapytacie co złego w pisaniu sprawozdań co miesiąc? 

Napisałem się ich trochę jako kierownik endżiosa, a z drugiej jako urzędnik - trochę się ich naczytałem. I powiem jedno - nikt nie jest w stanie w terminie przerobić takiej ilości papieru, więc tak kontrola będzie tak dokładna, że będzie z jednej strony fikcją, a z drugiej - ponieważ będzie fikcją, będzie umożliwiała uwalenie dowolnego projektu po uważaniu bo nikt nie da rady spełnić wszystkich warunków umowy łącznie.

Pomijam fakt, że ledwo w sierpniu (tere fere) podpisze się umowę, a już trzeba pisać pierwsze sprawozdanie stypendysto/stypendystko.

To jest tak napisane, do spółki z tymi wekslami, żeby albo zesrać się ze strachu na wejściu i nie mieć głowy do twórczych zajęć, albo zatrudnić dla świętego spokoju kancelarie prawną, która wpierdoli połowę stypendium.

Takich brukselek jest więcej i we wzorach umów i regulaminie i spisach załączników więcej. Tak przy  grantach jak i przy stypendiach. 

Gdyby to był program operacyjny na dwa lat, to by sie powiedziało - jest głupio, ale w praktyce jakoś się dotrze, dogada, uzupełni, poprawi.

Ale tutaj jest mniej niż pół roku na wszystko - konkurs, podpisanie umów, realizację i sprawozdawczość.

A weksel podpisujesz in blanco razem z umową. Noga ci sie powinie, przychodzi minister z wekslem i dawaj co tam masz.

Dziwnie szczegółowe dyrekcje, przy mnóstwie papierów, skomplikowanych umowach, obostrzeniach i tych wekslach oraz krótkich terminach. Polska i koncepcja budowania dostępnej kultury oraz uwalniania kreatywnego potencjału Polek i Polaków na pełnej petardzie. To zaś budzi refleksję iż:

- albo jest to piramidalne oderwanie od rzeczywistości, chciałoby się rzec typowe dla dawnych platformersów

- albo zaplanowany wał i skok na kasę nowej władzy, ale w stylu starej.

Tertium non datur.

Może jestem już zgorzkniały i nie powinienem komentować, ale dać młodzieży radośnie wbiegać na pokryte gruba warstwą śliskich substancji linoleum, kto w końcu komu broni kolejny raz rozpierdolić sobie głowę przy niechybnym upadku? 

Dawne przysłowie mówi że co cię nie zabije to cię wzmocni, ja zaś już wiem, że co cię nie zabije to cię nie zabiło i tyle.

Po chwili szczerego entuzjazmu, że po ośmiu ostatnich latach wreszcie można wystartować po jakieś sensowne środki uznałem, że mam dwie pilne redakcje książek własnych, jedną potężna redakcję znakomitej monografii historycznej, własną książkę do dokończenia, kilka książek do wydania w Stowarzyszeniu, do tego pięćdziesiąt lat, cukrzycę i doprawdy nie mam potrzeby dokładania do kompletu 

wieńcówki, zawału i weksla na trzy lata jako załącznik do czegoś, co moje państwo nazywa wsparciem.


Komentarze

Popularne posty