Wypis z dziejów lokalnych inicjatyw literackich nad środkowym biegiem Odry po roku 1989. Ratusz w Brzegu. Powrót do Żywych? (piątek)

 



23 sierpnia 2024, piątek


Umówiliśmy się wczoraj ze Stowarzyszeniem inaczej niż zwykle. Nie w bibliotece, gdzie mamy te swoje kilka metrów kwadratowych i kartony z książkami, ale w Ratuszu, gdzie pracuje od jakichś czterech tygodni Ula, jako miejski przewodnik. 

Taki miejski przewodnik to jest taki ktoś, kto Ciebie oprowadza po miejscu, za co mówisz dziękuję, się podobało, i nic za to nie płacisz bo zapłaciło miasto. Miasto, któremu zależy na rozwoju turystyki i wprowadzeniu jakiegoś obiektu do stałych tras turystycznych tak robi. I miasto Brzeg pod nowym zarządem właśnie tak zrobiło.

Chodziliśmy, ale w części jak po swoim, własnym domu. Bo przecież Ratusz był naszą pierwszą oficjalną siedzibą i to przez wiele lat. Na parterze działała wówczas Galeria Sztuki Współczesnej, lokalne studio Radia Opole miało swoją siedzibę w biurze, na zapleczu. 

Mając w zasadzie wszystko na miejscu i siedząc w centrum miasta, siłą rzeczy wszystkie imprezy robiliśmy tutaj, w Ratuszu, albo po sąsiedzku, czasem, w Brzeskim Centrum Kultury, w Zamku. O tym, że istnieje w mieście biblioteka, która byłaby naturalnym dla nas miejscem to raczej nie pamiętaliśmy. Nie była nam do niczego potrzebna.

Do tego, ponieważ naszą siedzibą był hall galerii, a nie zamykane na klucz sale, jedynym ograniczeniem naszej obecności w noc w tym budynku - była obecność portiera-ochroniarza, ale tak się składa, że dyżurkę portierzy mieli zaraz przy wejściu do Galerii, także sami rozumiecie - wszystko składało się w całość. Byliśmy częścią tego miejsca.

Co się zmieniło, zapytacie?

No cóż, kiedy sformalizowaliśmy Stowarzyszenie zaczął nam rosnąć góra papierów, która po uprzejmości trzymaliśmy w szafach biura galerii. Dopóki to było kilka segregatorów i kilka książek - tak można było funkcjonować. 

Ale około 2005 roku wymyśliliśmy, że będziemy wydawać pismo literackie, takie ogólnopolskie, w Brzegu. I to zrobiliśmy. Pismo ruszyło w 2006, ale wiedząc już od kolegów z "undergruntu" (który, jak to się miało okazać, w tym czasie właśnie zwijał żagle) - że o papierze trzeba też myśleć w kategoriach masy i objętości wynegocjowaliśmy z ówczesnymi władzami miasta klitkę w budynku Miejskiego Zarządu Nieruchomości czy coś. Kilka metrów kwadratowych pod kluczem, na ulicy Towarowej, może sto metrów od dworca. 

Ale tam była redakcja pisma "Red." i magazyn, względnie miejsce spotkań, natomiast gdzie to niby mieliśmy robić imprezy - na torach? Ratusz dalej był naszym centrum życiowym, a na Towarowej rosły stosy papierów, w tym - niestety - zwrotów fizycznych pisma "Red".

No bo nawet jeżeli sprzedało się 70-80% numeru o nakładzie 2000 czy jak rekordowy numer bodajże 3 - 2200 egzemplarzy, to te 20-30% które wracało to było 500-600 sztuk, każda o wadze około 500-600 gram, bo każdy numer był foliowany z książką poetycką, czyli nie mniej niż 200 kilo kolejnych "Red."-ów co numer.

Aż jesienią 2009 roku otrzymaliśmy pismo, że owszem możemy dalej korzystać z lokalu, za który płaciliśmy symboliczną złotówkę netto od metra jako organizacja społeczna, ale tylko w godzinach kiedy działa biuro Miejskiego Zarządu - czyli od 7 do 15. 

Wiecie organizacja społeczna to taka, w której ludzie, którzy gdzieś pracują, żeby żyć, działają po godzinach kosztem swojego czasu wolnego za friko. Zatem korzystanie z lokalu w godzinach od 7 do 15 było zawoalowanym daniem nam kopa w dupę z Towarowej. 

Zatem zaczęliśmy szukać nowego miejsca, ówczesny wiceburmistrz miasta pomógł nam i udało się wrócić do ratusza, ale nie do galerii, a do tak zwanej plomby, dobudówki łączącej historyczny Ratusz z kamienicą przy ulicy Sukiennice.

To był lokal na samej górze, na ostatnim piętrze, dawne biuro partii "Samoobrona". No więc wiecie - każdy numer "Red."-a, plus inne rzeczy - na czwarte piętro schodkami. Fajnie nie?

Ale tym samym nadal Ratusz był naszym naturalną nagłośnią. Nadal działała Galeria i nadal byliśmy w centrum miasta. I tak chyba szło aż do 2011 roku. Chyba do jesieni, kiedy ówczesny dyrektor Ratusza podniósł wszystkim wynajmującym czynsze o 400%. jak ktoś miał gabinet dentystyczny to przeżył, ale organizacje społeczne takie jak my, weterani, towarzystwo łączności z kresami, związek więźniów i represjonowanych, koło żołnierzy AK - no nie, nie dało się tego dźwignąć. 

I po raz trzeci ówczesny wiceburmistrz - Stanisław Kowalczyk - pomógł nam się jakoś w tym połapać i dostaliśmy kawałek podłogi w piwnicy biblioteki. Początkowo w dużej piwnicy gdzie istniała wypożyczalnia audio i kawiarenka internetowa, a potem w tzw. pomieszczeniu gospodarczym numer 3, gdzie jesteśmy do dzisiaj.

Co się dzieje w plombie dzisiaj - nie wiem, ale sporo lokali stoi pustych, bo nie jest to rewelacyjna lokalizacja, zatem wywalono organizacje społeczne, ale wielki biznes się nie wprowadził.

Potem z pracy wywalono naszego kolegę Tomka Fronckiewicza, który był dobrym duchem Galerii Sztuki w  Ratuszu.

Potem Centrum Kultury uznało, że nie ma sensu utrzymywać Galerii w Ratuszu, "bo tam nikt nie chodzi, a rachunki za ogrzewanie i wodę trzeba płacić", zatem przeniesiono funkcję wystawienniczą do budynku głównego przy ulicy Mlecznej.

A potem dowalono podwyżkę czynszu restauracji "ratuszowej", które funkcjonowanie wyłączało dziedziniec Ratusza co prawda - bo tam było zaplecze restauracji, ale sama restauracja była legendarna ale na bardzo dobrym poziomie, była wizytówką miasta przez wiele lat.

A już na zupełny koniec, cebulą na torcie było to, że poprzedni burmistrz Jerzy W., wiedziony od sukcesu do sukcesu, praktycznie zamknął ratusz dla turystów, uznając że albo on sam będzie oprowadzał wycieczki i turystów, albo nikt. Więc nie oprowadzał nikt.

I wczoraj wróciliśmy, bo na razie Ratusz nowe władzę otworzyły dla turystów, jak już wiadomo maksymalnie szeroko. 

Dawna Galeria dalej jest najlepszym miejscem na wystawy. I rzeczywiście, kiedy Galeria działała - każdy "Syfon" był łączony z jakąś wystawą lub działaniem plastycznym, to było naturalne i od wielu lat zanikło, no bo jak? Gdzie?

Ale sale są jasne, nadal działa system doświetlenia ekspozycji. Trudno sobie wyobrazić, żeby tam udało się tanim kosztem i z sensem zrobić coś innego niż sale ekspozycyjne na wystawy.

Nadal jest ładnie odgrodzone szybami miejsce po dawnym punkcie informacji turystycznej. też trudno sobie wyobrazić, żeby tam miało być coś innego niż witryna miasta.

Biura - galerii i dawne studio Radia Opole nadal stoją puste, nawet została na ścianie tłumiąca wykładzina z korka w studio a w biurze galerii wielka szafa Komandor aż po sufit.

Wróciliśmy zatem niby na zwiedzanie, obejrzeliśmy sobie to, czego wcześniej nie było - kilka fajnych miejsc do których nie było dostępu, na przykład salka pod wieżą zegarową.

Ale taki duch tam nadal się unosi, dobry duch miejsca. Jakby czekał tylko na mnie, na nas. Ba, istnieje podejrzenie, że to mój, nasz duch. Bo przecież tworzyliśmy go wytrwale wiele lat. Jesteśmy tam zapisani na równych poniekąd prawach z dawnymi mistrzami cechowymi, urzędnikami Króla Prus i innymi, którzy w ciągu wieków tez tworzyli serce tego miasta.

Bo miasto to ludzie.

Karol Maliszewski zaczął jeden ze swoich wierszy od frazy: "Uszedł ze mnie duch na jakąś godzinę/ i czułem w ręce bilet/ przez Poznań, Leszno Konin".

Cytat z pamięci i w niemałych emocjach.

We mnie wszedł jakiś duch na godzinę 

i czułem w ręce bilet powrotny. 

Jakby znowu był w domu.

Jeszcze nie do końca, 



ale jakbym wyczuwał już zarysy.

Kto wie?





Komentarze

Popularne posty