Zdrój Jula, zamiast wstępu do wierszy zebranych (czwartek)
15 sierpnia 2024, czwartek
Julu,
minęło ponad sześć lat, dla zmarłego to dużo, bo
jak sam pisałeś – nie wchodzi się dwa razy do tej samej trumny. Kiedyś, nie
wiem czy pamiętasz, miałem teorię, że miejsca po człowieku zamykają się w ciągu
około pół roku. I to niezależnie czy chodzi o emigrację czy śmierć czy chorobę.
Pół roku, tyle potrzeba Twojemu otoczeniu, także niezależnie czy chodzi o
ludzi, których miałeś za wyjątkowo bliskich, czy na przykład szefa w pracy,
żeby nauczyć się żyć bez Ciebie. Potem, nawet gdybyś nagle zmartwychwstał,
wrócił z dalekiego kraju, okazuje się, że wszystko harmonijnie działa, ale już
bez Ciebie. A tutaj sześć lat i ciągle coś zgrzyta, buksuje, robi hurgot i
harmider w tle.
Od czasu, kiedy Ciebie nie ma, widziałem kilka
podobnych historii, także w środowisku piszących. najpierw smutek,
niedowierzanie, facebookowa żałoba, która nie rwa dłużej niż 48 godzin, a potem
powolna erozja pamięci i woli. Wokół tego "żeby coś zrobić" na
pamiątkę po kimś na początku zawsze jest duża grupa ludzi, potem mija kilka
tygodni, czasem miesięcy, potrzebnych na zorganizowanie jakichś podstaw
formalnych do tego czegoś, co się chciało zrobić i kiedy następuje ponowne
wywołanie chętnych do tablicy, okazuje się, że nad grobem było jakoś łatwiej, a
teraz już nie stoimy nad grobem, ale życie się potoczyło i jasne, zdzwonimy się.
Kiedy o tym piszę, nie ma we mnie wielkiej
goryczy, ja to rozumiem, ja sam taki jestem. Ostatecznie plany były inne, dużo
bardziej dynamiczne, w te kilka lat chcieliśmy zrobić konferencję literacką,
ustanowić konkurs Twojego imienia, odsłonić w Kluczborku ławeczkę, która byłaby
Twoja, stałaby w miejscu gdzie chodziłeś i często robiłeś sobie przerwę w
ramach spacerów, często tych nocnych, żeby zaś nie zwariować do końca. Oprócz
wierszy mieliśmy edytować twoje liczne zapiski, napisać własne wspomnienia,
odnaleźć wszystkie teksty krytyczno-literackie, recenzje, zbudować z nich jaką
mikro-antologię.
I co z tego, zapytasz? No właśnie niewiele.
Zaraz po pogrzebie udało się doprowadzić do wydania tej książki, którą
skończyłeś jeszcze za życia i złożyłeś u Rafała Gawina - "Lustrzane
fikcje". Ale niestety nie powstała ta ławeczka, a Kasia, która miała zająć
się tym na miejscu w Kluczborku, też w szybkim tempie do Ciebie dołączyła na
orbicie obcej gwiazdy i nikt do tej pory nie rozumie, jak to się mogło stać.
Dosyć szybko po jej odejściu zaczęły odpadać od projektu kolejne osoby,
wracaliśmy czasem do wspomnienia Ciebie, Jej, a potem rozchodziliśmy się znowu.
Ja sam grzązłem w swoich projektach, ale także nie miałem pomysłu na to jak
opanować w jakiej formie podać Ciebie światu jeszcze raz, gdy tymczasem
wyczerpywały się nakłady - niskie, jak to w poezji - Twoich kolejnych książek.
A, i jeszcze jedno. Od czasu kiedy Ciebie niby
nie ma czasem znikają u nas w domu rzeczy, a Małgosia krzyczy wznosząc oczy do
góry:
- Julek! Oddawaj!
I śmiejemy się, a ja słyszę w oktawie do tego
naszego śmiechu twój zaraźliwy chichot. Przecież zabrałem od Twojej siostry
twoje zeszyty - w znacznej mierze puste, złożyłem w szufladzie pod
biurkiem i powiedziane zostało "Teraz zamieszkasz tutaj Juliuszu".
Z tych zeszytów wiem, jak niewiele zostawiłeś
wierszy bezpańskich, jak precyzyjnie pracowałeś nie tylko z wyobraźnią, ale
także jeżeli chodzi o zagospodarowanie wierszy. To, co niewyklute zostało na
zawsze u Ciebie w głowie, całą resztę, skoro już wyszła – wypuszczałeś w świat jako
wiersze.
Stąd też wiem, że zbierałeś wiersze do kolejnej
książki, mając czwartą umówioną z Domu Literatury w Łodzi u Rafała Gawina.
Miałeś już tytuł, a jakże - „Element piąty”. Dlatego ten zbiór nosi też
tytuł jaki chciałeś nadać kolejnej swojej książce. Bo w końcu udało się –
wiersze wziął do siebie Sławek i jak to on, rzeczowo nimi potrząsnął, żeby
ułożyć na nowo. Joasia napisała posłowie, ja piszę wstęp, blerba ma dać Ci
Marcin, Lena będzie składać, Froncek zrobi okładkę a Zachar i Darek stoją w
pogotowiu gdyby na to wszystko kasy zabrakło, chociaż dzięki województwu opolskiemu – nie,
nie zabraknie. Nie tym razem.
To z jednej strony. Ale z drugiej wydarzało się
też coś dziwnego przez te kilka lat. Otóż co jakiś czas, nie za często,
wpływały Twoje wiersze jako czyjeś odkrycia. Ktoś przeczytał, ubodło go do żywego, wrzucił
zdjęcie, zrobił materiał na vlogu. To nie jest powódź, raczej wiele wąskich,
drobnych strumieni, częściowo zapewne podziemnych. To oznacza, że Twoja fraza
dla wybranych zachowała siłę i świeżość, że nie tylko my wspominamy sobie w
wąskim gronie surrealistę z Kluczborka, ale ktoś z Ciebie odczytuje coś nowego,
tylko dla siebie, coś nowego, co zostaje tylko między tym kimś a Twoim
wierszem.
Czasem używaliśmy obrazu mieszkania, mówiąc o
wierszach, pamiętasz? Że do wierszy można się wprowadzać, względnie tego nie
robić. Wiersze nie używane, w których nikt nie mieszka – umierają, są jak pustostany w centrum miasta,
jeszcze stoją, ale ludność czeka na ich wyburzenie. Może były liche, może szyte
na miarę swojego czasu i miejsca, i tak jak wiele rzeczy, zatem kiedy umiera
ich właściciel, twórca, pan i władca w jednej sekundzie stają się bezużyteczną
masą spadkową, jak stare tomy encyklopedii, roczniki pism o szydełkowaniu,
kolejne aktualizacje kodeksów prawniczych.
Wydaje się, że twoje wiersze mają szansę pożyć,
skoro ciągle są jacyś ludzie, którzy chcą się do nich wprowadzać, pomieszkać
przelotnie, zostawić bazgroł na ścianie, wstawią szybę w wybitym oknie.
Ta książka, która nagle ułożyła się po tylu
latach dreptania w miejscu będzie być może kolejnym miejscem gdzie ta woda spod
ziemi będzie mogła się bezpiecznie sączyć dalej i szukać sobie krętej ścieżki w
dolinę, bez zdziwienia, nad sobą samą, że nie jest wodospadem, rozlewiskiem
amazonki, ale meandrującym strumieniem, zdrojem Jula właśnie do odnalezienia
przez nielicznych. Nielicznych tak bardzo, jak pisał w innej sprawie w jednym
ze swoich wierszy Karol.
Wśród wielu tęsknot, mam też i taką, że chciałbym, żeby Twoje
miasto w końcu się na Tobie poznało, zrozumiało, że to ono miało przywilej, że
w nim mieszałeś, a nie na odwrót i żeby coś z tej świadomości wynikło. Coraz
mniej mi się wydaje, że właściwym byłoby unieruchamianie Ciebie pod postacią
tablicy, ławeczki, popiersia. Marzy mi się coś żywego, na przykład coroczne
czytanie wierszy z wiaduktu kolejowego imienia Gabryela.
Zdrój Jula. Wiem, że by ci się spodobała taka
nazwa, może nawet chciałbyś tak zatytułować szósty zbiór wierszy, kto wie. I
znowu słyszę Twój chichot w głowie (proszę mnie nie leczyć, nic się nie dzieje).
Minęło sześć lat, ciągle patrzę za Tobą w
przepaść, próbuję być niedoskonale wierny, a teraz wstań, idziemy na piwo.
Komentarze
Prześlij komentarz