O pożytkach płynących z arytmetyki stosowanej (wtorek)
Świat się dzieli, nie jest spójny ani jednolity. Doświadczanie tego świata - też nie jest spójne. W jednej chwili czytasz esej o śmierci, bazujący na czyichś przeżyciach związanych z umieraniem matki, ojca, dziecka, a potem zamykasz książkę, idziesz się napić, na spacer czy zgoła włączasz na rozluźnienie komedię na Netflixie. Wszystko jest na raz i nie pyta o żenadę.
Podobnie świat literacki, owa pajęcza sieć powiązań autorów, autorek, wydawców, krytyków, osób redaktorskich. Ba, nie może być to spójne skoro w tym obiegu ludzie - w tym i ja, piszący te słowa - pełnimy często funkcje wielorakie, obrotowe. Raz się jest jurorem, potem laureatem, a na koniec pominiętym w nominacjach.
Niby to republika, ta literatura, relatywnie - naprawdę blisko siebie jesteśmy, a jednak - co pokazało mi członkostwo w Unii Literackiej, które nie trwało dłużej niż trzy lata - nie ma między nami jedni doświadczenia biograficznego, egzystencjalnego.
Mieliśmy na przykład w unii wspólna listę mailingową i tam się ludzie dzielili swoimi wątpliwościami, szukali porad u kameradów, kameradek i osób kameradzkich po fachu. Na przykład ile brać na zaliczkę za coś tam. Albo jak ścigać jutjuberów nadwyrężających prawa do cytatu zdaniem niektórych i kosić od nich kasiorę.
Nic dobitniej nie uświadomiło mi własnej odrębności, przynależności do zadupia ale też i bandyckiego respektu do tego zadupia, poczucia honoru i podwórkowej dumy, chłopackiej lojalności i lepszości - jak te niecałe trzy lata próby wpasowania się w życie wyższych sfer literackich.
Nie liczę już, ale chyba dobrych kilka lat już nie należę i wróciłem na stare śmieci, nieco uspójniając, patchworkowy z natury przecież, światek osobistych doświadczeń.
A jednak czasem - z racji obcowania ze sobą w tak zwanych social mediach - coś mi błyśnie z życia tych wyższych sfer i dziwię się znowu sobie, że się dziwię.
Na przykład dzisiaj - pewien pisarz ogłosił, że inny pisarz debiutuje dzisiaj w przeglądzie prasy w pewnym ogólnopolskim radiu. Na co pewna pisarka z ironicznym niedowierzaniem napisała w komentarzu, że widać ktoś przyjął warunki 200 złotych brutto.
A tak dokładniej - ze znakiem zapytania to napisała, ale to było pytanie retoryczne, nie odpowiadaj na nie, Maverick.
Z pozoru pomyślałem - fakt, złodziejska stawka, dziwne, że ktoś wziął, ale potem wyszło, że to 200 złotych brutto za audycję. Audycja trwa 30 minut/ i jest codziennie, jak wypatrzyłem od 17 do 17:30 czyli w zasadzie można sobie do tego etacik dziubać a przegląd robić. Wychodzi tego brutto przy 31 dniach przeglądu prasy - 6200 złotych brutto, przy umowie o dzieło wychodzi to 5600 na rękę, przy umowie zleceniu 4479.
Ja pracuję w hurtowni, jestem w niej 8 godzin dziennie, 5, bywa że i 6 dni w tygodniu. Nie zarabiam tyle, ile bym zarobił na przeglądzie prasy trwającym pół godziny dziennie.
Ja znam te argumentację, że przegląd prasy to nie jest tylko te pół godziny, bo jednak trzeba - żeby mówić pół godziny o prasie - te prasę jednak przejrzeć. Ale też nie mówmy, że dla literata, którego treścią życia jest czytanie i pisanie - przejrzenie prasy codziennej - jest jakimś wyjątkowym 'przygotowaniem się do zajęć" jak wykładowcy na uniwersytecie. Nie jest. Dla normalnego, średnio rozgarniętego inteligenta czytanie prasy/serwisów informacyjnych jest czynnością mniej więcej jak oddychanie.
Oczywiście - stawka nie wydaje się wygórowana, szczególnie wobec absurdalnie wysokich zarobków piłkarzy trzeciej ligi. O lidze drugiej, pierwszej, ekstraklasie czy - pożalcie się bogowie moi - reprezentacji nie wspominam.
Tak, i oczywiście lepiej, żeby wszyscy byli zdrowi i bogaci i zarabiali jak najlepiej.
A jednak po chwili wyliczeń wyszło mi że pisarka w domyśle prychająca na żenujące 200 złotych brutto za przegląd prasy, dziwiąca się, że w ogóle ktoś to wziął na pewno należy do Unii Literackiej a nie Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i naprawdę nie wie za ile złotych dziennie pracują rzesze jej czytelników i czytelniczek. Przynajmniej tych potencjalnych, bo jak wiadomo, w tym kraju nie czyta sześć osób na dziesięć.
Czy mnie to oderwanie dziwi? Nie, nie dziwi.
Ale jednak smutno mi czemuś.
Komentarze
Prześlij komentarz