O tym że największym sowizdrzałem polskiej literatury jest Biuro Literackie mimo upływu lat (sobota)



4 stycznia 2025, sobota


1.

Literatura to poważne zajęcie. Nie, nie zgadzam się z opiniami, że to hobby, takie jak wędkarstwo. Owszem, literatura dla wielu z nas podobna jest do hobby ale tylko pod tym względem, że wielu uczestników i uczestniczek działań literackich dokłada do niej własne zasoby finansowe zamiast zyskiwać, jednak zarobek wyrobnika winnicy pańskiej to nie jedyna wartość wytworzona w toku ciężkiej pracy, można powiedzieć - ,niestety - nie najważniejsza nawet. Bo co innego, jak literatura - kształtuje język, nasze narzędzie komunikacji w sprawach codziennych, ale też i ekstraordynaryjnych? To rozległe pole dociekań, które jednak w tym miejscu porzucam, aby poprzestać na tym jednym stwierdzeniu - że literatura jest zajęciem poważnym, co do swojej istoty.

Zarazem nic tak życiu literackiemu nie szkodzi jak nadmiar powagi okazywany nazbyt manifestacyjnie. Potrzebne są zjawiska, osoby, wydarzenia, które ten poważny ton zamaskują, zmylą tropy, będą jak otarcie okna w dawno niewietrzonym pokoju. Tak, literatura, oraz życie literackie, które toczy się wokół niej - potrzebuje czasem niepowagi, żartu, zgrywy, błazeństwa. A żart i zgrywa z natury swojej muszą być niesprawiedliwe, muszą ocierać się o próg, czasem go przekroczyć by wywołać śmiech. 

Zatem dobrze, że w naszej literaturze i życiu ją otaczającym trafiają się czasem mniej lub bardziej udani trefnisie i sowizdrzałki, które wystawiają na próbę, a nierzadko na szwank bieżące granice powagi i bycia na serio. Ba. Wydaje mi się, że jest takich zjawisk i ludzi w ostatnich trzech dekadach nie za wiele, za mało jak na ciężar jaki literatura próbuje unieść od tylu lat - a warto dodać, że nader często czyni to bez wielkich sukcesów. Tymczasem dystans jest potrzebny. A dystansu nabiera się poprzez ciągłe wystawianie na próbę miłości własnej i naukę zdolności serdecznego śmiania się z samych siebie. 


2.

Z okazji bowiem pojawienia się w społecznej przestrzeni, jaką jest facebook nowego, efemerycznego bytu czyli tajemniczego profilu Czołówka Wierszy, pod którym nie wiadomo kto się ukrywa, próbowałem skatalogować niepoważne zjawiska w ostatnich dwudziestu pięciu latach i przyznaję - mam spory kłopot.

Próbuję zatem odpamiętać. Na początku wieku pojawił się blog kumple.pl, który próbował być kronika towarzyską wybranych kręgów literackiego Krakowa i Warszawy, co czynił też w formie sarkastycznych i złosliwych notatek. Nieco później pojawiło się kilka serwisów próbujących równoważyć krótkotrwałą popularność kumpli.pl. Próbowali tej sztuki redaktorzy górnośląscy tworząc blog lo-li-ta.pl czy koledzy z redakcji "undergruntu". 

Na szczególne miejsce zasłużył sobie wykładowca Uniwersytetu w Zielonej Górze, wyrzucony  pod koniec 2007 roku pracy za czytanie w ramach prowadzenia zajęć dydaktycznych swoich wątpliwej próby wytworów literackich - Marek Trojanowski. Zdaje się, że korzystając z przerwy w pracy bardzo uczciwie, gdy chodzi o poświęcony czas, zajął się współczesną poezją polską i w dwa lata na swoim blogu o ujmującej nazwie "świniobicie" negatywnie zrecenzował nie mniej niż 100 wydanych książek poetyckich. Nie przypominam sobie, by jakakolwiek recenzja pióra niewydanego nigdy poety Trojanowskiego była pozytywna, blogowe notatki zaś były niejednokrotnie ilustrowane zdjęciami, które dzisiaj nie miałyby się szans ukazać w żadnym medium społecznościowym, oddającymi emocjonalny stosunek recenzenta do recenzowanego dzieła.

Ale - można powiedzieć - każdy niemal miał szansę trafić do świniobicia Trojanowskiego i był to już wówczas, czasem jedyny ślad po wydanej książce poetyckiej, zatem z jednej strony Trojanowski wszystkich obrażal, a zdrugiej strony - mało kto obrażał się na Trojanowskiego co samo w sobie było ciekawym performance'em, który trwał - jeżeli to dokładnie sprawdzić - od lata 2008 roku do 1 kwietnia roku 2011 kiedy na blogu ogłoszono prawdziwą lub mniemaną śmierć Marka Trojanowskiego i blog zamarł na zawsze.

3.

A oto mamy rok 2024 i jedyną rozrywką okazują się wrzucane pomiędzy wierszami - memy tajemniczej Czołówki Wierszy, które z grubsza opowiadają o tym, że poezji, poetów, poetek nikt nie czyta, nikt im nie płaci, a jeszcze nad wszystkim wisi niczym ten ptak drapieżny nad norką mysiej rodziny - Biuro Literackie.

I otóż zadałem sobie trud, zainspirowany działalnością Czołówki Wierszy by sprawdzić, co tez słychać w Biurze, niegdyś z Legnicy, później z Wrocławia, onegdaj ze Stronia, a teraz z Kołobrzegu. I okazuje się, że kto wie czy udając powagę i wielki prestiż to właśnie Biuro Literackie Artura Burszty nie jest największym instytucjonalnym trefnisiem życia literackiego ostatnich lat, nieco przeze mnie zapomnianym, przyznaję.

Okazuje się, że w ostatnich dniach roku 2024 Biuro ogłosiło swój tradycyjny połów, czyli nabór kandydatów na kandydatów do wydania książki z wierszami w Biurze w roku 2025. Anons ogłaszający ten zamiar na stronach Biura jest tak zabawny, jak szkolne akademii z okazji Barbórki i nadaje się do zacytowania w całości, ku uciesze, ale z licznych zdań, z których każde ma potencjał na nieżły skecz środowiskowy zacytuję tylko kilka. Na przykład:

"[...] Każda osoba może przesłać maksymalnie trzy propozycje książkowe. Zgłoszenia przyjmowane są poprzez formularz do 12 stycznia 2025 roku do godziny 23:59. Warunkiem ich rozpatrzenia jest wniesienie na konto 71 1050 1575 1000 0022 7732 9062 opłaty w wysokości 75 zł (każdy projekt osobno) na pokrycie kosztów związanych z lekturą, oceną nadesłanego tekstu oraz obsługą naboru. Niekompletne lub niespełniające kryteriów zgłoszenia nie będą brane pod uwagę. [...]"

Przy czym gdy idzie o książki poetyckie propozycja ma obejmować 15 wierszy, z czego wynika, że za przeczytanie jednego wiersza BL liczy sobie 5 złotych.
Gdy już Biuro sie pochyli i poczyta można trafić do gron laureatów, którzy - uwaga - nic nie wygrywają, za to zyskują możliwość wydania kasy, ale swojej, bowiem jak czytamy laureaci zostana na własny koszt zaproszeni na zajęcia i jak się okazuje:
"[...] Koszt udziału w zajęciach na żywo i online został skalkulowany na poziomie 750 zł. Ponoszony jest w ramach jednej raty płatnej do 28 lutego 2025 roku. W przypadku braku wpłaty zaproszenie trafi do kolejnej osoby z listy rezerwowej. Wszyscy finaliści i finalistki „Połowu” oraz uczestnicy i uczestniczki i pracowni „Przed debiutem” we własnym zakresie pokryją koszt noclegów, posiłków oraz dojazdu na miejsce zajęć odbywających się w trakcie festiwalu.[...]"
Teraz szybko policzmy. Przy stu zgłoszeniach wstępnych Biuro ma na wejściu 7500 złotych za samo to, że rzuci okiem w teksty, przy czym - co wynika z innych części tego kabaretowego tekstu - zgłaszający swoją książkę poetycką muszą napisać KONSPEKT, zatem zachodzi podejrzenie, że Biuro może w ogóle nie czytać nic, bo przecież KONSPEKT książki poetyckiej wiele wyjaśni.

Samo Biuro chwali się, że chętnych do wydania książki w ramach rzeczonego połowu leszczy i szprotów było pół tysiąca, co oznacza, że na samym etapie czytania konspektów i wybranych wierszy wpływy z akcji mogły wynieść około 37.500 złotych polskich co jest równoważne kosztom druku mniej więcej 8, 10 książek z wierszami.
Ale jeżeli jesteś Biurem i masz te swoje 37.500, to potem zapraszasz osiem wybranych osób i nie ponosząc realnie żadnych kosztów obierasz kolejne 750 złotych od osoby i mamy już lekko licząc 43500 złotych na koncie. A do wydania trafi jedna, może dwie książki, przy kosztach druku mniej więcej 4, 5 tysięcy za 500 egzemplarzy. Wynika z tego, że na czysto Biuro zarabia na procesie ładnych 20, może 25 tysięcy złotych, no bo, rozumiem, musi jeszcze coś zapłacić prowadzącym warsztaty, redaktorom, korektorom, projektantom okładek.

Informacja podana w tym samym anonsie, że wydawnictwo rzekomo nie bierze od autorów i autorek pieniędzy za wydanie książki brzmi jak puenta tego niesmacznego skeczu albo też cały anons jest gigantycznym freudowskim przejęzyczeniem. Zdumiewające, że przez tyle lat, ba, dekad, tylu ludzi daje się ciągle na to nabierać. Zdumiewające, ale już zupełnie nieśmieszne.

4.
Jak widać nie ma za wiele zdrowego śmiechu wokół naszej literatury i życia wokół niej toczonego. Literatura już dawno nie mieszka w kabarecie, który przejęty został, przez kogoś zupełnie innego niż literaci, a i te przypomnianych zjawiska wydają się dziwnie wątłe, niczym śnieg który popada w kwietniu i zalegnie na chwilę na polach.

Może dlatego, że śmiech, który pojawia się w konkretnej sytuacji - wraz z kontekstem mija, także chociażby się człowiek zaśmiewał do łez, po dwóch dniach, próbując opowiedzieć swoim bliskim co też go ubawiło serdecznie - już nie potrafi wywołać tego samego efektu, kręci się wokół opisu zdarzenia niczym ta mysz pod spojrzeniem drapieżnego ptaka i wychodzi mu jedynie żałosne popiskiwanie.

Być może też za rok nie będę umiał też przypomnieć sobie co było śmiesznego w sarkastycznych, a tworzonych z dużą znajomością realiów memach Czołówki Wierszy, a sam potencjał humorystyczny tych działań wyczerpie się z kolejnym sezonem nominacji i nagród, który spowoduje że znowu dla części uczestników życia literackiego te same żarty, z których się śmiali miesiąc temu - przestaną być zabawne. 

A może jednak będzie śmieszniej? Tego jednego warto, żebyśmy sobie wszyscy u progu 2025 roku życzyli.



Komentarze

Popularne posty