Florin Irimia, Tajemnica chińskich samochodzików (niedziela)
2 marca 2025, niedziela
Z
jednej strony, to książka, jakich się człowiek już naczytał w swoim życiu.
Opowieść inicjacyjna, tak się na to mówi dla oznaczenia, że mamy do czynienia z
bohaterem, który jako dorosły, opisuje koleje swojego stawania się człowiekiem
od czasu dzieciństwa, próbując zarazem wymierzyć jakiś rodzaj sprawiedliwości
światu który przeminął. Wydaje mi się jednak, że nazwać tak "Tajemnicę
chińskich samochodzików" rumuńskiego pisarza Florina Irimii, wydaną przez
wrocławskie Wydawnictwo Amaltea w końcu roku 2024 byłoby czymś krzywdzącym. Nie
ma co ukrywać, ta kategoria była u nas nadużywana z braku lepszych narzędzi
krytycznych i z czasem stała się łatką deprecjonującą.
Najpierw zatem powiedzmy sobie
dlaczego ta powieść, a w zasadzie zbiór opowiadań można tak nazwać - rodzajem
opowieści inicjacyjnej. Kluczowe są tutaj ramy czasowe w jakich umieszcza
swojego głównego bohatera - zaczynamy słuchać opowiadania dziecka w wieku
przedszkolnym, mijamy w rozpędzie szkołę podstawową, średnio, wpadamy we
wczesną młodość, gdzieś miga rozwód rodziców, pierwsza miłość, ostatnie lanie
od ojca, a zarazem zmieniają się dekoracje. Rumunia późnego Causescu zamienia
się w pierwsze lata Rumunii demokratycznej, i o dziwo, niewiele się wydaje
różnić z perspektywy dziecka, nastolatka od swojej poprzedniczki, co samo w
sobie wydaje się być może dość obrazoburcze.
Z drugiej strony mamy bardzo
pieczołowitą kompozycję, klucz do całości. Wszystko zamyka się w czterdziestu
krótkich prozach, które - tak się dziwnie składa - autor pisze w roku swoich
czterdziestych urodzin, a wiek autora współgra z odtworzonym bohaterem.
Wydawałoby się, nie ma nic prostszego niż użyć do uatrakcyjnienia powieści
jakichś wielkich historycznych fajerwerków, ale i tutaj Florin Irimia zachowuje
dużą wstrzemięźliwość skupiając się w czterdziestu drobnych prozach raczej na
świecie ludzkich relacji, na tęsknocie, chociaż nie wyrażonej wprost za zwykłym
wsparciem, miłością, bezpieczeństwem a nigdy nie spełnionej.
Dodajmy,
że chodzi tutaj o prozę pisaną bardzo precyzyjnym, zdyscyplinowanym językiem,
bez zbędnej rozlewności, oszczędną w środki wyrazu, a pewnie poprzez to –
bardzo emocjonalną, afektywną.
Z trzeciej strony – to już może
zbyt daleko idąc refleksja – wydaje się, że świat w jakim bohaterowie się
znaleźli – ten główny, jego rodzice, rodzina – jest światem od początku
zwichniętym, pełnym estetycznej prowizorki i etycznej nijakości, w którym
dominuje brzydota, bieda, wstyd i brutalność. To wikła postaci w krąg
nierozwiązywalnego następstwa kłamstwa i przemocy, a czego tytułowa tajemnica
chińskich samochodzików, domniemanego prezentu taty dla syna – jest tylko jedną
z emanacji. Czy bez nieustannego spektaklu poniżenia i upokorzenia jakie było
udziałem pokolenia naszych rodziców – mogliby się oni, jako pokolenie, rozwinąć
lepiej, dawać nam, jako pokolenie, pełniejsze oparcie, więcej wiary w świat?
Czy po prostu stworzony system i jego lokalne podsystemy – czy to polski czy
rumuński – musiały produkować toksynę, przemoc i upodlenie?
Trudno
się dziwić, że przy tym ustawieniu optyki dużo większą i brzemienną w skutki
katastrofą jest w tym ujęciu rozwód rodziców bohatera i degrengolada
późniejszych biografii jego rodziców niż jakiś tam upadek komunizmu w tej
części Europy. I nie ma w tym przesady, żadnego fałszywego tonu. Bo w tej
książce nie ma fałszywych tonów. Czyta się szybko – bowiem to krótkie, sprawnie
napisane pocztówki, widokówki z pra-epoki. Ale myśli się i boli – długo. To
jest literatura.
(Florin Irimia, „Tajemnica chińskich samochodzików”, Wydawnictwo „Amaltea”, Wrocław 2024)
Komentarze
Prześlij komentarz