Jeszcze jedna notatka o wysokiej kulturze rosyjskiej i o tym jak usunąłem się z kolejnego grona (niedziela)
6 kwietnia 2025, niedziela
Oto kolejny odcinek o tym jak spaprałem jakiekolwiek sympatyczne relacje z ludźmi z gron rozdających cokolwiek i to zanim je w zasadzie zbudowałem. I jeszcze nie czułem z tego powodu żalu.
Nie wiem dlaczego miałem w znajomych na FB Renatę Lis. Czy to ja ją zaprosiłem czy ona mnie. Nie pomnę. Może ona pamięta, ja na pewno nie pamiętam jak to było. A że już ze sobą nie rozmawiamy, to się nie dowiem.
Ostatnio pani Renata błysnęła mi w oczy, jakby latarką szturmową - hasztagiem #nadal_czytam_ruskich i w sumie nawet nie wiem dlaczego mnie to rozdrażniło. To znaczy wiem, ale nie wiem dlaczego znowu rozwarłem gębę, czyli wystukałem jakiś komentarz.
Przecież jestem dużym chłopcem i wiem jak takie wymiany zdań się toczą i kończą. Są przewidywalne.
Bo tak - owszem ja mam na półce sporo ruskich, w rozumieniu "rosyjskich"i bywa że ich czytywałem. Swoją drogą określanie tego co rosyjskie mianem "ruskiego" już samo w sobie jest jakimś imperialnym zawłaszczeniem. Bo ziem ruskich było wiele, miast też, Moskwa i jej księstwo było jednym z wielu a Ruś nie musiała się jednoczyć w oparciu o nią, jej model władzy, jej przemoc. Być może, gdyby nie Moskwa, a na przykład Nowogród zdobył przewagę - dzieje tej części Europy mogły się potoczyć inaczej.
No nieważne, byłoby a nie jest, ale Ruś, ruskość to jednak nie jest rosyjskość, chociaż by rosyjskość na pewno bardzo chciała by tak było i na pewno rosyjskość jest jedną z form konkretnej realizacji tego co było "ruskie". No, a że nie jedyną - to wystarczy wspomnieć ukraińskie kołatanie o swoje przez setki lat i zapasy w błocie między Polską, Rosją a Austro-Węgrami, Ordą i Turkami.
Dlatego - tak na marginesie - wycofywanie na początku wojny z karty dań rozlicznych barów "pierogów ruskich" było z jednej strony gestem spontanicznej i symbolicznej solidarności z napadniętą Ukrainą, ale z drugiej - niezbyt mądrym.
Zatem zaświeciła mi w oczy Renata Lis, eseistka, tłumaczka, stypendystka, felietonistka, członkini Unii Literackiej i bóg wie czego jeszcze swoim hasztagiem jak pierogi ruskie, a powyżej hasztagu napisała takie zdanie:
Wysłuchawszy rozmowy, w której ubolewano, że na froncie kultury jakby słabnie rusofobia, chciałabym zapytać, kiedy zacznie się u nas z takim samym zapałem i bez cienia refleksji nawoływać do nieczytania Amerykanów? Dopiero kiedy napadną na Danię?
Zapytałem czy nie widzi jednak pewnej różnicy ustrojowej pomiędzy współczesnymi USA a putinowską rosją i się zaczęło. No, wiecie co. Że Niemców jednak się czyta i w ogóle. Że samo napadanie na sąsiadów przez dane państwo nie powinno eliminować jego kultury czy sportowców z życia międzynarodowego, dyskursu intelektualnego.
Jak wiadomo najlepsze polemiki pisze się zawsze po ich zamknięciu, więc jakoś wypadło mi zupełnie z głowy napisać to, że jednak Niemcy mimo wszelkich zastrzeżeń co do stylu i kompletności tego procesu przeszły denazyfikację, sądziły i wydawały zbrodniarzy, uznały swoją winę, postawiły pomnik pomordowanym Żydom w centrum swojej stolicy. Pracują nad wybaczeniem czwarte pokolenie. Niemcy, przy wszystkim złym co można o nich powiedzieć nie wypierają się swojej winy.
Rosja nie umie przyznać się do niczego, niczemu nie wierzy w niczym nie pokłada nadziei, tylko jęczy że nikt nie rozumie jej duchowej głębi.
Co więcej - wiele też zależy od metod prowadzenia wojny, a jedną z cech wojny prowadzonej przez putinowską rosję jest bestialstwo, pogarda dla wszelkich norm, kłamstwo, intryga i próba rozszerzania swojego wpływu daleko poza pole bitwy - w tym właśnie przejmowanie dyskursu, nicowanie tkanki intelektualnej tzw. zachodu.
Zrobiło się niemiło w komentariacie, ale w jakimś momencie Pani Lis przestała nawet się odzywać, polemizowali ze mną już inni ludzie, bo w końcu co ona będzie gadać. Trzeba Bunina nowego tłumaczyć.
Albo reportaż z Magadanu pisać.
I jak Paolo Cohelo gdzieś tam niżej wrzuciła jeszcze coś o rusofobii.
Cokolwiek zatem się Tobie czy mnie nie wydarza, czy moim znajomym na froncie czy moim przodkom na zesłaniu - zważyć trzeba że jedno są groby i trupy bez grobów, nienazwane cmentarze, a co innego subtelna poezja, muzyka, balet i teatr rosyjski. Jeżeli powiesz, że jednak sztuka, kultura bywa polem bitwy, bywa metodą spychania głosu ofiary na margines - toś rusofob.
To stąd te pytania do zgwałconej przez rosyjskich żołnierzy Ukrainki w czasie spotkania w ośrodku Grotowskiego czy już myślała jak przebaczy swoim gwałcielom, bo przecież kiedyś trzeba, prawda? A że nawet gwałciciel nieosądzony, nawet o przebaczenie nie poprosił, no cóż, drobiazg.
Jest coś ohydnie symetryzującego w tym wtykaniu przed nos symetryzujących opowieści o "dobrych rosjanach", które skutecznie zasłaniają obraz tej wojny, zagłuszają głosy ofiar, spychają na margines opowieść tych, którzy zostali napadnięci, ograbieni i zamordowani przez rosyjską armię, która w większej części jest ochotniczo-najemnicza a nie z poboru. I za którą stoi powszechne poparcie tak zwanych zwykłych rosjan lub ich obojętność.
I tak przedwczoraj rosyjska rakieta balistyczna trafiła w plac zabaw po środku osiedla mieszkalnego, zabiła dwadzieścia sześć osób w tym dziewięcioro dzieci. Wszystko dobrane, miejsce, broń, która nie daje na czas możliwości ostrzec potencjalnych ofiar, pora dnia, kiedy plac zabaw na pewno będzie pełen.
Komentarze
Prześlij komentarz