Zamiast podsumowania kilka słów o tym co nie jest złudzeniem (niedziela)

28 grudnia 2025, niedziela



Jeden z tych dziwnych dni między świętami, które są jeszcze bardziej świąteczne, bo z wolną, pierwszy raz de iure wigilią. Przecież wcześniej też ta wigilia w polskich realiach gięła się na wszystkie strony udając, że do świąt nie przynależy, bowiem jest czuwaniem, przed Narodzinami, a zarazem w polskiej obyczajowości była dniem najważniejszym, bo przecież prezenty, bo przecież drętwe rozmowy przy stole, a wcześniej ustalenia kto z kim i u kogo, co zawsze stanowiło wdzięczny pretekst do erupcji rodzinnych zaklepanych tymczasowo animozji, niechęci, wzajemnych ran, oskarżeń i dąsów. 

Ale ja nie o wigilii tutaj chciałem, ale o tym dziwnym czasie, kiedy wszystko jeszcze stoi, a zarazem gotowe jest ruszyć, albo na odwrót. Oto bowiem dzięki naszym ustawodawcom między 23 grudnia a 6 stycznia cała Polska jest w takim dziwnym stanie. Wypadałoby popracować, ale w zasadzie żądnej wielkiej roboty nie będzie skoro zaraz przestój, a może nie otwierajmy w sobotę po świętach, albo piątek po nowym roku, bo i tak nikt nie przyjdzie, ludzie chcą mieć wolne. Tak to nam się wprowadzają pomału takie ekstra zimowe małe wakacje, bo przecież zaraz dzieciaki będa miały ferie i studenci też a z nimi nauczyciele i nauczycielki.

No dziwny moment. Z jednej strony coś by się jeszcze chciało, żeby zmienić bilans mijającego roku, a  z drugiej sprawy są zarazem ciągłe i cykliczne i bilanse, podsumowania, domknięcia i otwarcia - z jednej strony dla zdrowia psychicznego konieczne, a z drugiej skazane na błędność, tymczasowość, niepełność wobec postanowień, że od tego nowe roku to już - jak armia rosyjska w Ukrainie - zaczniemy na serio się bić, a wychodzi jak armii rosyjskiej. W znoju krwawym a efekty jak zawsze. Tfu, na psa urok.

No ale spróbuję cokolwiek podsumować. Chociażby to, że mijający rok to 16 notatek na blogu, wychodzi więcej niż jedna na miesiąc, dokładnie jedna na 22,8 doby. No dobra, z tą notatką - 17 czyli bardziej jedna nota na 21 dni. Rzeczywiście - dzienniki literackie w wydaniu miesięcznym.

Bez szału, szczególnie, że część to przeklejki z facebooka, gdzie postów co niemiara, ale nerwowe one, proszące podświadomie o uwagę, grzeszące często użycie m nazbyt prostych, zwodniczych trików. 

Uznajmy wreszcie - to, że się poznało patent na chwytliwe, acz niełatwe posty, to nie znaczy że tam powstaje jakaś godna uwagi literatura. Surówka jakaś to może tak, ale potrzebująca obróbki, opracowania, czasem napisania na nowo na podstawie notatek. Zatem 16 postów na blogu, ale - zdradzę - dodatkowo 6 szkiców, których nie dokończyłem, wiszą tutaj jako notatki robocze, może niebawem się uda doprowadzić je do stanu publikowalności.

Coraz więcej pogrzebów, odejść, tych, którzy - jak to nagle się okazuje - na różne, nie zawsze narzucające się wprost sposoby - meblowali głowę. Urszula Kozioł, Kłocz, Klej. I ta nieporadność wobec śmierci, odejścia, tego co zostaje do pozamiatania, tego co zostaje nigdy nie powiedziane, niedomknięte.

Skoro o niedomknięciach mowa - ten rok jest i pozostanie niedomknięty. Nie skończyłem pisać żadnej ważnej opowieści, nie zamknąłem żadnego ważnego projektu. Cały rok dreptałem w wielu miejscach naprzód, po to by nigdzie nie dojść, nie osiągnąć żadnej mety. Napisałem kilka wniosków stypendialnych, łudząc się, że bat rozliczenia i marchewka stypendium przyczyni się do reorganizacji chaosu w głowie, pomoże się skupić na czymś, coś domknąć, ale nic z tego. To znaczy ani stypendium, ani porządku, nic. 

Trochę jak ta uchatka w zoo co trąca pyskiem piłkę, a ludność bije brawo. Tylko, że tych piłek do trącania pyskiem jakby masa, a pysk jeden, więc cóż za zaskoczenie, no nie udało się.

Chociaż zupełnym zaskoczeniem była skromna, acz międzynarodowa nagroda serwisu Trafika Europe jaką dostaliśmy wspólnie z Anią Błasiak za anglojęzyczną wersję "Psalmu do św. Sabiny". To ma szanse zaowocować czymś w roku 2026. Chodzą słuchy, że będzie edycja "Psalmu" w języku angielskim.


Za to datę wydania 2025 mają dwie książki, które jeszcze kilka dni będą tegoroczne, a potem znikną w pomroce dziejów. No dobra, jeszcze je wydawcy zgłoszą tu i tam, pojawią się na listach zgłoszeń i potem już bezapelacyjnie znikną. Jeszcze będę je pokazywał raz na pół roku, żeby przypomnieć sobie, followersom, czytelnikom, patronom, matronkom, że są, ale to taki żywot pośmiertny.

Ani "Bany" wydane w Sisu Books, ani "Listy do Tymoteusza" wydane w Wydawnictwie "Amalatea" nie doczekały się bodaj jednej drukowanej recenzji, coś mignęło w socialach raz i drugi i znikło iż czytane pędem. Przywykam do tego, mam praktykę wręcz wieloletnią w doświadczaniu milczenia, mniej lub bardziej uprzejmego. Ale jak powiedział znajomy, kiedyś tam przed spotkaniem autorskim:

- Nie tacy jak my pisali w pustkę.

Zatem był to w jakimś sensie rok znoszenia ciszy i pustki, mimo wielkiego gwaru wokół, mimo rwetesu, mimo hurgotu i chrzęstu na zewnątrz i klekotu wewnątrz.

Powiecie, no ale nagroda Trafiki, tak owszem, ale też po milczeniu w kraju wokół "Psalmu", który w wersji książkowej doczekał chyba jednej bodaj recenzji i to nie na papierze a w serwisie w którym nota bene spodziewałbym się takiej recenzji najmniej.

Trudno też w związku z tym czegoś nowego oczekiwać po roku 2026 czy 2027. Kiedy się przebiło 5 dych na karku to można powiedzieć tylko zasłyszanym zdaniem od jednego z redaktorów większego wydawnictwa, który po przeczytaniu mojej skromnej prozy powiedział, że to jest fajnie napisane, dobrze się czyta, ale - i to brzmi jak dzwon w mojej głowie od mniej więcej dekady - nurt jest już obsadzony.

Zatem to w tym rzecz, gdybyście nie wiedzieli. Są nurty i trzeba je obsadzić, możliwie szybko, bo kiedy ktoś zrobi to przed wami nurt zostaje obsadzony i możecie już nie pisać, bowiem jest obsadzony i nie ma boskiej mocy by w obsadzonym nurcie wydarzyło się cokolwiek nieprzewidzianego.

I to chyba tyle. Mój kumpel z seminarium magisterskiego, Marian, powiedział kiedyś przed zajęciami z Panią Profesor, nie pamiętam w jakim kontekście, na półpiętrze schodów prowadzących do piwnicy Instytutu Psychologii mieszczącego się wówczas na ulicy Gołębiej 13 w Collegium Witkowskiego:

- Podróż w czasie to nie złudzenie.

Warto zauważyć, że to zdanie nie mówi nic o tym, czy nie ulegamy złudzeniu, aby czasem, otwierając co roku tak zwany "nowy rozdział" w którym "wszystko będzie znowu możliwe", symbolicznie wyrzucając stare notatnik, zerując notatki w komórkach. To akurat jest złudzenie. Być może. 

I nie wiem dlaczego zdanie kolegi Mariana wydaje mi się to najlepszym wstępem i podsumowaniem, puentą dla tej i kolejnych notatek jakie niewątpliwie popełnię w najbliższych dniach, które będą czytane przez dużo większą ilość odbiorców. Może właśnie dlatego chcę, żeby to, zostało tutaj i zabrzmiało jeszcze raz.

Podróż w czasie to nie złudzenie.

Na pewno nie.









Komentarze

Popularne posty